Byłabym „trans dzieckiem” - przestańcie medykalizować nonkonformizm płciowy
Nie ma niczego niewłaściwego w niepodporządkowywaniu się stereotypom dotyczącym płci.
Oryginalny artykuł napisany przez Evę Kurilovą:
Tłumaczenie poniżej.
Niektóre z moich najwcześniejszych wspomnień związane są z dorosłymi w moim życiu mówiącymi mi, że kiedyś wyrosnę z bycia tak bardzo chłopięcą. Pod niektórymi względami tak się stało, a pod innymi nie, jednak ważne, że pozwolono mi dorastać bez sceptycznych spojrzeń ze strony dorosłych postrzegających moje nietypowe dla płci zachowanie jako dowód, że być może urodziłam się w niewłaściwym ciele. Ale w coraz większym stopniu nie ma to miejsca w przypadku dzisiejszych dziewczynek, które przejawiają zachowania i zainteresowania podobne do moich z czasu, kiedy dorastałam. Zamiast tego wiele z nich kieruje się obecnie na ścieżkę tranzycji.
Pierwszy krok w tranzycji dziewczynek stanowi zwykle „tranzycja społeczna”, osiągana poprzez ścięcie krótko włosów, „chłopięce” ubrania i zmianę zaimków. Często postrzega się ją jako niewinny pierwszy krok, bo nie wiąże się z żadnymi lekami ani operacjami. Drugi krok to podawanie blokerów dojrzewania, by zahamować normalny żeński rozwój, po czym prawie zawsze przechodzi się do zastrzyków z testosteronu, które powodują rozwój męskich trzeciorzędowych cech płciowych (np. niższego głosu, zarostu na twarzy). Następnie wykonywana jest top surgery / topka - eufemizm oznaczający obustronną mastektomię - oraz, w wielu przypadkach, nawet histerektomia.
Wszystko dlatego, że młoda dziewczyna wykazywała zachowania niepasujące do norm płci kulturowej.
Znajduję się w ciągłym stanie niedowierzania, że społeczeństwo nie tylko zmedykalizowało dziecięcy nonkonformizm płciowy, lecz także wiele osób uważa to obecnie za „postępowe”.
To szczególnie bliska mi kwestia, bo gdybym przyszła na świat później, z łatwością mogłabym być jedną z tych dziewczynek. Nienawidziłam spódniczek i sukienek. Uwielbiałam mieć krótkie włosy. Przyjaźniłam się głównie z chłopakami, lubiłam sport oraz miałam inne hobby i zainteresowania bardziej typowe dla moich rówieśników płci męskiej. Często fantazjowałam o byciu księciem - nie księżniczką - z filmów Disney’a i o wiele mocniej utożsamiałam się z męskimi postaciami z moich ulubionych seriali.
Wielka niespodzianka: wyrosłam na lesbijkę.
Nie mam wątpliwości, że należałam do rodzaju dzieci, które wielu rodziców, nauczycieli, specjalistów i innych dorosłych - niektórych o dobrych intencjach, lecz niesamowicie zagubionych, a innych całkiem pozbawionych dobrych intencji - uważa obecnie za „transpłciowe”.
Moi krytycy upierali się, że to niemożliwe, bo zapewniono ich, że istnieją surowe i rygorystyczne kryteria diagnozy dysforii płciowej u dzieci. Oprócz tego, skoro teraz nie identyfikuję się jako osoba trans, z pewnością nie mogłam spełniać tych kryteriów, gdy byłam młodsza.
Ale mam dwa główne zastrzeżenia do tego argumentu. Po pierwsze, wiele osób twierdzących z jednej strony, że „dysforia płciowa” ma rygorystyczne kryteria diagnostyczne gwarantujące, że dzieci nigdy nie poddaje się tranzycji, jednocześnie z drugiej strony opowiada się za „modelem afirmacji płci”. Te twierdzenia nie powinny móc spokojnie tkwić w jednej i tej samej głowie, bo model afirmacji stanowi antytezę „rygorystyczności”. Według Diane Ehrensaft, często cytowanej „ekspertki” od tego tematu:
Model afirmacji płci określa się jako metodę opieki terapeutycznej, która obejmuje umożliwienie dzieciom samodzielnego wypowiadania się na temat doświadczanej przez nie tożsamości płciowej i jej ekspresji oraz zapewnianie im wsparcia podczas ich ewolucji w kierunku prawdziwego płciowego „ja”, bez względu na wiek. Interwencje obejmują społeczną tranzycję z jednej płci do drugiej i/lub ewoluujące nonkonformistyczne płciowo ekspresje i prezentacje, jak również późniejsze interwencje medyczne afirmujące płeć (blokery hormonów, hormony płciowe, operacje).
Ale co jest celem lekarzy i terapeutów, jeśli dzieciom - „bez względu na wiek” - powinno się po prostu wierzyć na słowo w kwestii ich identyfikacji z przeciwną płcią?
Afirmacja nie jest wewnątrz ruchu trans pomysłem marginalnym - to podejście promowane przez każdą trans organizacją głównego nurtu, włącznie z World Professional Association for Transgender Health (Światowym Stowarzyszeniem Profesjonalistów na rzecz Zdrowia Osób Transpłciowych) (WPATH). Ehrensaft, dyrektorka ds. zdrowia psychicznego w Centrum Tożsamości Płciowej Dzieci i Młodzieży Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco, ma na swoim koncie książki i przemówienia na ten temat. Była także współautorką aktualnych Standardów Opieki WPATH. Pomimo faktu (a może właśnie z jego powodu), że wierzy ona, że prewerbalne małe dziewczynki są w stanie wysyłać „komunikaty odnośnie tożsamości płciowej” wyrywając sobie spinki z włosów.
Nawet kanadyjska ustawa C-6, która zakazuje obecnie „terapii konwersyjnej” tożsamości płciowej, definiując tę pierwszą jako „leczenie lub usługi terapeutyczne mające na celu zmianę tożsamości płciowej jednostki na cispłciową”, sprawiła, że specjaliści praktycznie nie mają innego wyjścia poza „afirmacją” identyfikacji dziecka z płcią przeciwną. Dzieje się tak, ponieważ jakiekolwiek poszukiwanie lub terapia leżących u podstaw przyczyn, które sprawiają, że dziecko przestaje identyfikować się jako osoba trans (tj. zmienia swoją tożsamość na cispłciową) może zakończyć się odpowiedzialnością karną.
Mówienie mi, że nie spełniałabym kryteriów tranzycji w dzieciństwie nie ma zatem znaczenia, jako że liczni specjaliści są dziś zachęcani - lub nawet prawnie zobligowani - by wierzyć dzieciom na słowo. Jednak, dla zabawy, usatysfakcjonujmy krytyków udając, że model afirmacji płci nie omija kryteriów aktualnego Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders (Diagnostycznego i statystycznego podręcznika zaburzeń psychicznych) (DSM-5) mających służyć ustaleniu, czy dane dziecko rzeczywiście jest trans.
Według DSM-5 dzieci mogą otrzymać diagnozę dysforii płciowej, jeśli występuje u nich co najmniej sześć następujących objawów, spośród których jeden musi być pierwszym, przez co najmniej sześć miesięcy (jak podano na stronie psychiatry.org):
1. silne pragnienie bycia przeciwnej płci lub naleganie, że należy się do przeciwnej płci (lub jakiejś alternatywnej płci odmiennej od płci przypisanej[i])
2. u chłopców (biorąc pod uwagę płeć przypisaną), silna preferencja do przebierania się w damskie stroje lub ich imitowania; u dziewcząt (biorąc pod uwagę płeć przypisaną), silna preferencja do noszenie wyłącznie męskich ubrań i silny opór przed typowo damską odzieżą
3. silna preferencja do odgrywania ról przeciwnej płci podczas zabaw opartych na udawaniu lub wyobraźni
4. silna preferencja do zabawek, gier lub zajęć stereotypowo używanych lub wykonywanych przez przeciwną płeć
5. silna preferencja do towarzyszy zabaw należących do przeciwnej płci
6. u chłopców (biorąc pod uwagę płeć przypisaną), silne odrzucenie typowo męskich zabawek, gier i zajęć oraz silne unikanie walki i przepychanek w ramach zabawy; u dziewcząt (biorąc pod uwagę płeć przypisaną), silne odrzucenie typowo damskich zabawek, gier i zajęć
7. silna niechęć do własnej anatomii płciowej
8. silne pragnienie posiadania fizycznych cech płciowych pasujących do płci doświadczanej przez jednostkę
Bez wysiłku spełniałabym przez całe dzieciństwo sześć pierwszych kryteriów, a siódme - gdy tylko rozpoczął się okres dojrzewania (jestem pewna, że wiele innych kobiet również powiedziałoby to samo odnośnie punktu siódmego).
Fakt, że pierwszy objaw musi być uwzględniony, zdaje się być czystą formalnością, bo jakie dziecko mogłoby przejawiać tak niekonformistyczne płciowo zachowania nie mając poczucia, że życie byłoby łatwiejsze, gdyby było innej płci? Nawet, mimo że moja rodzina i rówieśnicy w pełni akceptowali mój nonkonformizm płciowy, wciąż często pragnęłam być chłopcem, żeby nie być tak „inną” dziewczynką. Mogę sobie jedynie wyobrazić, jak silne byłoby to pragnienie u dzieci, których przyjaciele i rodzina są mniej akceptujący lub nawet wrogo nastawieni.
Kolejny duży problem z tymi kryteriami DSM-5 polega na tym, że większość z tych „objawów” opiera się na stereotypach, co one same ochoczo potwierdzają: w punkcie czwartym całkiem dosłownie jest mowa o „silnej preferencji do zabawek, gier lub zajęć stereotypowo używanych lub wykonywanych przez przeciwną płeć” (podkreślenie moje). Kompromituje to aktywistów, którzy twierdzą, że tożsamość płciowa ani diagnozowanie „trans” dzieci nie mają absolutnie nic wspólnego ze stereotypami.
I jak mogą w ogóle udawać, że w to wierzą, kiedy w mediach jedna po drugiej pojawiają tak entuzjastycznie prezentowane historie z udziałem rodziców opowiadających, jak stereotypowo niezgodne z płcią zachowanie ich dziecka uświadomiło im, że dziecko jest tak naprawdę przeciwnej płci?
Weźmy na przykład historię matki z New Jersey, która utrzymywała, że jej pięcioletnia córka jest „trans", bo jako maluch skłaniała się ku „chłopięcym zabawkom, takim jak ciężarówki, auta, dinozaury i Psi Patrol", a w wieku trzech lat wyraziła chęć kupienia chłopięcych bokserek i zaczęła odmawiać wszystkiego, co „dziewczęce".
Rozważmy też ten fragment artykułu Insidera o małej dziewczynce, która podobno ujawniła się jako osoba trans w wieku czterech lat:
"Nie chcę tych włosów" - powiedziało mi moje prawie trzyletnie dziecko. Na pytanie, jaką fryzurę chciałby mieć, mój maluch entuzjastycznie powiedział, że chce mieć włosy jak jego starszy kuzyn Will. Wahałam się, czy pójść tą drogą. Zmieniłam kierunek. Zapytałam, czy chciałby zamiast tego dziewczęcego boba. Szybko go odrzucił.
Naciskałam na fryzurę na boba, niemalże doprowadzając go do łez. Wtedy zdecydowałam się podążać za intuicją i dać mojemu dziecku to, co wiedziałam, że było potrzebne - zdjęcia fryzur dla małych chłopców. „Tak, tak, ten!" Radość i walidacja były widoczne na jego twarzy.
Nagraliśmy reakcję mojego dziecka na widok siebie w lustrze po obcięciu włosów, a ja nadal oglądam to prawie trzy lata później, gdy tylko potrzebuję zastrzyku szczęścia. Obserwowanie, jak moje dziecko widzi siebie w lustrze, tak jak widzi siebie w swoim umyśle, było niczym szczere złoto. Nie ma innego sposobu, by to opisać. To było więcej niż piękne.
Wiem, jak to jest być dziewczynką, która woli krótkie włosy. Uwielbiam, jak wyglądają i jakie to uczucie je mieć, i miałam takie odczucia, odkąd byłam bardzo mała. Miałam około pięciu lat, gdy mama po raz pierwszy obcięła mi włosy na krótko. Nie pamiętamy, czy to był jej pomysł, czy mój, ale tak czy siak, byłam nimi zachwycona. Ludzie czasami mylili mnie potem z chłopcem i to również mnie cieszyło.
„Pozwalamy im być sobą" - mówi pediatra w tej historii NBC News o pięcioletniej dziewczynce przechodzącej społeczną tranzycję. „Zatem obcinają włosy i noszą swoje ubrania i buty, jakie chcą. I noszą biżuterię albo bawią się z dziećmi, z którymi chcą się bawić i wykonują czynności, które chcą wykonywać. Nazywamy to tranzycją społeczną".
Zabawne, mnie również pozwalano obcinać włosy tak jak chciałam, nosić ubrania i buty, jakie chciałam, bawić się z dziećmi, z którymi chciałam i wykonywać czynności, które chciałam. Ale zamiast nazywać to „społeczną tranzycją", dorośli wokół mnie na szczęście nazywali to po prostu "pozwalaniem dziecku na bycie dzieckiem".
Przekonanie, że dziecko „przechodzi tranzycję" poprzez sam fakt bycia sobą i funkcjonowania w sposób, który preferuje, jest niebezpieczną i regresywną ideą. Te historie i szeroko rozpowszechnione przekonanie, że istnieje coś takiego jak „trans dziecko" zaszczepiają pogląd, że istnieje „niewłaściwy" sposób bycia małym chłopcem lub małą dziewczynką. Sprawia, że dzieci, nastolatki, a nawet dorośli czują, że jest coś niewłaściwego w nieprzystawaniu do stereotypów płci.
Do ostatnich lat przed trzydziestką po cichu zastanawiałam się, czy pewnego dnia obudzę się nieszczęśliwa i załamana, że nie przeszłam tranzycji. W końcu w dzieciństwie tak przypominałam te „trans dzieci". Byłam taka sama jak mnóstwo kobiet, w tym wiele lesbijek, które dziś widzę decydujące się na tranzycję.
Z tych i wielu innych powodów trans aktywizm nigdy mi nie odpowiadał, ale nigdy nie miałam na tyle pewności siebie, by cokolwiek na ten temat powiedzieć, dopóki nie zdałam sobie sprawy, że nie jestem sama i że inni mają te same odczucia. A gdy to się stało, moje obawy rozpłynęły się. Nie było we mnie niczego niewłaściwego do naprawy hormonami i operacjami, tak jak nie ma niczego niewłaściwego w żadnym dziecku, co usprawiedliwiałoby interwencje medyczne z powodu bycia przez nie po prostu sobą.
Tłumaczenie: Anna Mroczka
[i] Płeć przypisana, to używane przez ideologów trans, określenie płci biologiczne. Według ideologii transgenderyzmu, którzy nie wierzą, że płeć biologiczna istnieje, płeć nie jest obserwowana po porodzie, ale przypisana, lub też narzucona dziecku. Stąd, zamiast określenia biologiczny mężczyzna, ideolodzy trans nazywają dorosłego człowieka płci męskiej, „osobą z przypisaną płcią męską”.