Wyznania jednej z architektów "terapii" trans. Część 1/3
Sara Stockton, odpowiedzialna za stworzenie wytycznych oceny gotowości dzieci do medycznej tranzycji płciowej rozmawia z Jordanem Petersonem o początkach medycyny trans.
Oryginalna rozmowa tu. Poniżej 1/3 rozmowy (do, mniej więcej, 31:30). Dalsze części pojawią się w najbliższych dniach.
Jordan Peterson: Witam wszystkich. Dziś będę rozmawiał z Sarą Stockton, która jest terapeutką i która udzieliła wywiadu filmie dokumentalnym Matta Walsha „What is a Woman” [Co znaczy kobieta]. [Sara] była zaangażowana w te kwestie od dłuższego czasu. Kiedy oglądałem ten film dokumentalny jej świadectwo zrobiło na mnie wrażenie.
[Sara] skontaktowała się ze mną listownie, aby poinformować mnie jak ułożyły się sprawy w jej życiu i w jej prywatnej praktyce terapeutycznej przez ostatnie 5 lat. Wspólnie postanowiliśmy, że dalsza rozmowa [na ten temat] może być użyteczna dla społeczeństwa, ale również dla członków rodzin młodych ludzi dotkniętych dysforią płci oraz dla terapeutów, którzy mają dylematy etyczne związane z dalszym postepowaniem w tym fałszywym środowisku terapii afirmującej tożsamość płciową.
Tak więc, dziękuję ci za to, że zgodziłaś się ze mną dzisiaj rozmawiać. Jestem pewien, że ta decyzja, aby publicznie wyrazić swoje wątpliwości była dla ciebie bardzo trudna i sympatyzuję [z twoim doświadczeniem].
Dlaczego nie zaczniesz od opowiedzenia nam jak doszło do tego, że zaczęłaś brać udział w tym całym… bagnie ale również dlaczego zdecydowałaś się wystąpić w filmie dokumentalnym Matta Walsha, co, jestem pewien, wymagało długich rozważań. Opowiedz nam tę historię.
Sara Stockton: Tak, myślę, że porozmawiamy trochę o moim doświadczeniu. W 2008 roku zaczęłam pracować w specjalnym zespole [dla problemów] transgender i tam zaczęłam [budować] doświadczenie i ekspertyzę w tym zakresie. Brałam udział i byłam współautorką [zasad] ewaluacji zdrowia psychicznego dla osób trans, który używany jest przez profesjonalistów, aby ocenić gotowość osób trans do tego, żeby rozpocząć terapię hormonami czy też [inne] terapie medyczne. Opublikowałam [ten dokument] i w pierwszej części mojej kariery podróżowałam, aby szkolić lekarzy i szkoły jak zmienić zasady praktykowania, aby [zapewniać] opiekę bardziej afirmującą tożsamość płciową. To jest współczesna terminologia, nie używałam jej w tamtych czasach.
Po około 15 latach leczenia wielu problemów seksualnych, zaczęłam dostrzegać pewne niepokojące kwestie dotyczące tego, jak to było prezentowane dzieciom z punktu widzenia rozwojowego. Więc przestałam zajmować się tą specjalizacją i zaczęłam zajmować się tylko [problemami] seksu. A potem, jak to się w życiu zdarza, miałam dwójkę dzieci, które są w szkole podstawowej, i tak zaczęłam [znów] napotykać te kwestie. Dzieci przychodzące do mojego gabinetu miały pytania, które, jak rozumiem, pojawiły się jako skutek nauczania o tym w tak młodym wieku.
Dokładna sytuacja, jaka miała miejsce, to że klient wysłał mi fragment wystąpienia Matta Walsha w programie Dr. Phila. Nie słyszałam wcześniej o Matcie Walshu, ale wysłałam mu wiadomość, pisząc, że brałam udział w tworzeniu zasad oceny [zdrowia psychicznego] i że mam obawy związane z tym. Matt od razu mi odpisał i wciągu tygodnia poleciałam [do studia], żeby wziąć udział w tym filmie dokumentalnym.
JP: Porozmawiajmy trochę o tym, jak to wpłynęło na twoje życie. Wróćmy do początku. Jaka była twoja edukacja i jak zaczęłaś szkolenie, żeby być terapeutką?
SS: Zrobiłam licencjat z psychologii i potem poszłam na uniwersytet w Syracuse, gdzie uzyskałam tytuł magistra w terapii rodzinnej i małżeńskiej.
JP: Jak stało się, że zaangażowałaś się… w 2008 opublikowałaś artykuł poświęcony ewaluacji… Czy była to ewaluacja specyficznie dysforii płciowej? O czym dokładnie był ten artykuł i dlaczego ta kwestia zwróciła twoją uwagę?
SS: To bardzo dobre pytanie. W mojej szkole [wyższej], w szkole do której uczęszczałam, to był najbardziej znany ośrodek zajmujący się rozwijaniem ewaluacji gotowości do terapii hormonalnej u dorosłych. Profesorowie, którzy nadzorowali [te badania] byli pierwszymi, którzy pisali skierowania [na podawanie hormonów przeciwnej płci osobom dotkniętym dysforią płci].
Pojawiła się możliwość, żeby dostać się do, jak to nazywano zespołu transgender. Żeby dostać się do tego zespołu trzeba było przejść przez rozmowę kwalifikacyjną. Będę z tobą szczera, miałam 22 lata, byłam zainteresowana seksuologią i to było, oczywiście, wprowadzenie do złożonego problemu dotykającego ludzi. Po tym jak zostało się zakwalifikowanym do tego zespołu transgender, odbywało się specjalne szkolenie o dysforii cielesnej, dysforii płciowej, jakie są seksualne konsekwencje tych zaburzeń. Częścią naszych obowiązków było przyjmowanie pacjentów w naszej klinice i cotygodniowe spotkania ze starszymi klinicystami.
To, co zostało zidentyfikowane w tamtym okresie, to że wynik leczenia dla osób [dotkniętych tymi zaburzeniami] być może byłby lepszy, gdyby medyczna interwencja miała miejsce wcześniej. Dlatego też mój zespół zajmował się dostosowaniem zasad ewaluacji stosowanych u dorosłych, tak, żeby stworzyć całościowy system ewaluacji gotowości dzieci i ich rodzin – bo to był program badający cały system [rodziny] – w celu oceny, czy [dzieci i rodziny] rozumieją konsekwencje rozpoczęcia terapii blokerami pokwitania, hormonalnej terapii zastępczej[1] i operacji.
JP: Och, ok, pozwól, że sprawdzę, czy wszystko zrozumiałem. Kiedy miałaś około 22 lat robiłaś licencjat, byłaś zainteresowana szeroko rozumianą sferą zachowań seksualnych, co sprawiło, że zainteresowałaś się praktyką kliniczną. Zaczęłaś pracować z dorosłymi osobami transseksualnymi czy transgender. W jakim wieku były te osoby?
SS: Były w różnym wieku, ale, powiedziałabym, że typowo zajmowałam się osobami w wieku, 30, 40, 50 lat.
JP: Czyli, powiedzmy, wczesny średni wiek. Ci ludzie byli oceniani pod kątem tego, czy są odpowiednimi kandydatami do medycznej tranzycji, co rozpoczynało się transformacją hormonalną. A potem pojawia się pomysł, że, wiesz, te osoby mają 30, 40, 50 lat. To całkiem późno w życiu. Czy nie byłoby lepiej dla nich, gdyby ta transformacja… gdyby znaleźli tę drogę wcześniej. A jeśli byłoby lepiej, jak wyglądałoby to „lepiej” i jak można by obniżyć ten wiek, aby uczynić tę opcję dostępną dla dużo młodszych ludzi.
Oczywiście, tu pojawia się widmo tego w jak młodym wieku oraz problem diagnostyki różnicowej. Więc, teraz, wejdźmy nieco głębiej w inny obszar. Z tego co rozumiem z literatury klinicznej na temat dysforii tożsamości płciowej, istnieją dwie podstawowe manifestacje tego, co staje się orientacją transseksualną. Jedną z nich jest forma pojawiająca się względnie późno. Ken Zucker ujął to w swojej hipotezie jako późno pojawiającą się formę transseksualizmu [o naturze] autoginefilii. To zwykle są mężczyźni, przebierający się w kobiece ubrania w celach seksualnych. U nich te problemy są trudne do zrozumienia, ale można myśleć o tym z punktu widzenia psychoanalizy, jako o czymś co ma związek z trudnością integracji elementów osobowości przeciwnej płci w ich własną osobowość. Pośród tych osób z autoginefilia to [zjawisko] ma korzenie w seksualności. Oddzielną grupą się dzieci, u których rozwijają się cielesne zaburzenia dysmorficzne albo zaburzenia tożsamości płciowej, i to zwykle są, nazwijmy to, zniewieściali pod względem temperamentu chłopcy oraz męskie z temperamentu dziewczynki. To może być również powodem, dlaczego bardzo wiele autystycznych dziewczynek często się łapie [to tej grupy]. Z punktu widzenia diagnostyki to są różne grupy i łączenie ich nie jest pomocne. To tworzy dodatkową komplikację.
Odnosnie twoich pacjentów we wczesnym średnim wieku, jak wielu z nich, twoim zdaniem, miało temperament, nazwijmy to, niepasujący do ich płci biologicznej? [Jak] męskie dziewczynki i zniewieściali chłopcy. Oraz, jak sądzisz, ilu z nich w tamtym czasie, w 2008, pasowało bardziej do kategorii autoginefilii. Czy różnicowałaś to w ten sposób?
SS: To jest jeden z powodów, dla którego rozmawiamy o tym, doktorze Peterson. Muszę być tu szczera, że nie szkolono mnie w tej terminologii. Dopiero lata później, jak zaczęłam swoją własną praktykę, zapoznałam się z nazwą autoginefilia. Mogę tu przysiąc, że obecnie w szkołach [wyższych] nie jest to nauczane, nie jest to tłumaczone.
Myślę, że to, co jest unikalne w moim życiu, to to, że miałam możliwość pracy z transwestytami, co naprawdę pokazało mi różnicę pomiędzy tym, co nazywamy dysforią cielesną i dysforią płciową, oraz [tym co ma] erotyczną naturę. Nie tylko zapoznałam się z tym, ale miałam klienta, który miał 70 kilka lat i został mu amputowany członek.
To był bardzo unikalny przypadek, gdyż ten pacjent cierpiał na, jak to jest rozumiane, zaburzenia integralności ciała. On dorastał na farmie w Arkansas i naprawdę nie znosił wstawania wcześnie rano do pracy w gospodarstwie, co musiał robić będąc płci męskiej. Jego kuzynka miała wypadek, w wyniku którego straciła ramię i w związku z tym nie musiała wykonywać tak dużo prac w gospodarstwie. To miało ogromny wpływ na jego życie. [Ten pacjent] został inżynierem, miał dzieci i tym podobne, ale doświadczał ekstremalnego dyskomfortu związanego z tym, że nie ma żadnych zaburzeń, które ograniczyłyby jego [możliwości fizyczne]. Z tego powodu postanowił, że to, co jest z nim nie tak, to jego członek. Pojechał do Filadelfii i zażądał operacji [amputacji członka]. [Lekarze] powiedzieli mu, że nie jest trans. A on na to: „ok, ale wciąż nie lubię tej części mojego ciała”. Następnie wziął długopis, wcisnął go sobie w członka i pozostawił tam tak długo, dopóki nie rozwinęła się gangrena. On nie był pod wpływem żadnych środków psychoaktywnych, żadnego alkoholu ani narkotyków. Skończył w szpitalu, gdzie amputowano mu członka. Skontaktowano się ze mną, bo nie było [u tego pacjenta] samobójczych lub zabójczych myśli, żadnych innych wpływów. To był przypadek, gdzie on po prostu nie lubił tej części ciała.
I teraz tak. Wykonałam wiele ewaluacji dotyczących bycia trans. [Ten przypadek] nie był związany z tożsamością płciową. To naprawdę pokazało mi, jak wiele może być elementów wpływających na ludzi i że wynik… To, że ktoś nie czuje się, jako dziecko… że to jest bardzo skomplikowane. Ja… Nie uczyłam się o tym.
JP: No tak, to z pewnością jest warte zgłębienia. To znaczy… Kiedy wejdzie się w bardzo skomplikowaną przestrzeń, jest, oczywiście, kuszące, żeby założyć, że ta przestrzeń jest dużo prostsza, niż się wydaje, że problem jest jednowymiarowy i, co gorsza, że leczenie jest proste i jednowymiarowe. A z pewnością, jeśli wchodzisz w sferę atrakcji seksualnych związanych z parafiliami, stwierdzenie, że chodzisz po polu minowym, jest niedopowiedzeniem. Bezgraniczność ludzkiej patologii seksualnej wystarczy, aby spowodować zespół stresu pourazowego u każdego kto zagłębia się w ten temat.
Powiedziałaś, że w czasie twojego szkolenia, to wszystko zostało zamknięte w pewnego rodzaju hiper-uproszczenie, tak? Dodatkowo jest tu element moralistyczny. Zucker jest tu dobrym przykładem, bo Ken Zucker był, prawdopodobnie, wiodącym światowym autorytetem w kwestii dysforii płciowej i autoginefilii, które to starannie oddzielił w praktyce klinicznej. Prowadził klinikę dysforii płciowej w Toronto. Ostatecznie stał się ofiarą prześladowań aktywistów afirmujących tożsamość płciową, [dlatego, że] oprócz różnicy pomiędzy typem autoginefila i dziecka z temperamentem przeciwnej płci, pokazał również, że jeśli pozostawi się dzieci z cielesną dysmorfią sobie samym, to, do wieku 18-19 lat, 90% z nich zaakceptuje swoją biologiczną płeć. Pokazał również, że dzieci z wcześnie pojawiającą się dysforią płciową mają duże szanse, około 80%, żeby w przyszłości przyjąć albo uzewnętrznić homoseksualną orientację seksualną.
Jednym ze strasznych widm, które wyłazi tu zza grobu jest fakt, że przemysł chirurgicznej, hormonalnej i blokującej pokwitanie terapii w ogromnym stopniu dotyka populacji osób homoseksualnych. To jest [również] interesująca kwestia na polu politycznym, bo zasadniczo istnieje sojusz i społeczność LGBT, ale interesy, zwłaszcza radykalnych osób trans nie mogłyby bardziej odbiegać od interesów społeczności osób homoseksualnych (zakładając, że takowa istnieje), nawet gdyby [te interesy] były stworzone, aby być przeciwstawne.
Ok, więc zostałaś postawiona w sytuacji, gdzie jako terapeutka, otrzymałaś jednowymiarowe szkolenie odnośnie problemu dysforii płci. Następnie zaczęłaś rozwijać wytyczne ewaluacji, tak? Czy to miało miejsce w czasie studiów licencjackich czy magisterskich?
SS: Nie, to było ze studentami w czasie studiów magisterskich oraz z doktorantami.
JP: Czy mogłabyś przeprowadzić mnie przez proces rozwijania tych wytycznych i powiedzieć jaka była wtedy twoja opinia na ten temat i jaka jest twoja opinia teraz. Poza tym jestem zainteresowany tym, dlaczego, poprzez zainteresowanie seksuologią postanowiłaś zostać terapeutką.
SS: Wiesz, ja czuję się komfortowo z dyskomfortem, z rzeczami, o których ludzie nie chcą mówić. Wydaje mi się, że właśnie dlatego te problemy wydały mi się interesujące. Jedno, o czym czasem myślę, bo trochę się wstydzę, że niegdyś przeprowadzałam prezentacje na ten temat. Ja mam chorobę, zaburzenie krzepliwości krwi, i jest to coś, czego nie widać z zewnątrz. Więc kiedy szkoliłam lekarzy w tym, jak sprawić, żeby ich praktyka była bardziej afirmująca dla tożsamości płciowej, ujawniałam, że, wiesz, mam tą chorobę. [Mówiłam o tym,] że być może [moja choroba[ nie jest widoczna z zewnątrz i to naprawdę pomogło mi odnieść się do tych dzieci [z dysforią], w tym sensie, że przychodzisz z jakimś problemem, który nie jest łatwy do dostrzeżenia z zewnątrz, ale wewnątrz [ten problem] istnieje. Oczywiście teraz rozumiem, że moja diagnoza może być zweryfikowana medycznie. Istnieją dowody na to. Są substancje chemiczne, które da się ocenić diagnostycznie, co nie ma miejsca w przypadku tych dzieci.
Powiedziałabym, że kiedy zaczęliśmy [ten projekt] nie było wiele dzieci. Teraz są całe setki takich dzieci, potrzebujących tego typu pomocy. Te dzieci [wtedy], tak jak powiedziałeś, przychodziły w młodym wieku z niechęcią do własnego ciała. Wtedy, w tamtych czasach nie było Internetu w takim stopniu, w jakim ma to miejsce teraz, [bo współcześnie jest] TikToc, prawda? Wtedy te dzieci nie wiedziały o czym mówią. Nie mówiły nam „jestem trans”. Przyprowadzane były przez rodziców, którzy mówili [nam], że coś jest nie tak, bo trzyletnie dziecko mówi „mój członek nie powinien tu być”. [Te dzieci] konsekwentnie prezentowały pewną postawę. Więc właśnie takie przypadki widzieliśmy i z takimi pracowaliśmy.
Ewaluacja miała trwać 1-2 lata i miała na celu pełną ocenę sześciu sfer wczesnego dzieciństwa. Patrzyliśmy na to, jak prezentowała się ich tożsamość płciowa we wczesnym dzieciństwie, czy to, jak ją prezentują i o niej rozmawiają łączy się z ich rodziną. To była duża część upewniania się, że nie [opieramy się] tylko na tym, co mówi dziecko, że to było coś, co przekazywała również rodzina, czego doświadczyli z dzieckiem. [Poza tym ocenialiśmy] historię [zdrowia] fizycznego, kontekst seksualny, szkolny oraz jeden z obszarów czy sfer, który nie są obecnie dyskutowane i o który ja najbardziej martwię się z punktu widzenia rozwoju, [czyli] oczekiwania na przyszłość.
W czasach, kiedy przeprowadzałam [moje badania], dzieci rozumiały, że nigdy nie będą płci [której chcą być], że mogą być trans-mężczyzną i, uważam, że [świadomość] tej różnicy była bardzo ważna. Podczas kiedy współcześnie jest to jakby magiczne: „będę płci męskiej, bo tak mówię”. Jedną z rzeczy, której nie mogą z łatwością ocenić jest to, czy one są świadome implikacji tego, co robią.
JP: Nawet jako dorośli, rzadko wiemy jakie będą konsekwencje naszych działań, więc jest to bardzo trudne, zwłaszcza dla super-zdezorientowanych dzieciaków.
Kiedy pracowałaś nad tymi metodami ewaluacji… Najpierw mówiliśmy o tym, skąd pojawił się pomysł wczesnej oceny, że zajmowałaś się starszymi ludźmi i pojawiło się pytanie, czy może nie powinno się radzić sobie z tymi problemami, w bardziej wydajny sposób, w młodszym wieku. Więc dostrzegłaś ścieżkę prowadzącą w tym kierunku. Teraz mówisz o dzieciach, które mają cielesne zaburzenia dysmorficzne, na które zwracają uwagę ich rodzice, zgłaszają się do terapeutów i, oczywiście, to jest również jama węży, bo istnieje niezliczona ilość powodów, dla których dzieci mogą rozwinąć cielesne zaburzenia dysmorficzne. Niektóre z tych powodów mogą być związane z niedopasowaniem ciała i temperamentu, ale istnieje również mnóstwo innych możliwości: że [dzieci] odpowiadają na nieświadome wskazówki ze strony rodziców, co byłoby szczególnie prawdziwe, jeśli mają narcystycznych czy psychopatycznych rodziców, co [współcześnie] zdarza się coraz częściej u dzieci z bardzo wcześnie pojawiającą się, tak zwaną, dysforią płciową. A to ma miejsce, ponieważ matki często urządzają pokaz własnego współczucia używając choroby dziecka i własnej współczującej odpowiedzi jako, jak można to nazwać, bodźca dla ich narcystycznych wystąpień.
SS: Tak!
JP: To się pojawia wszędzie i jest to katastrofą. A potem masz autystyczne dziecko, które nie pasuje tak dobrze [w grupie społecznej], szczególnie jeśli jest to dziewczynka. A takie dziewczynki [na spektrum autyzmu] myślą bardziej jak chłopcy, ponieważ interesują się bardziej rzeczami. To stwarza możliwość wczesnego rozwoju psychozy. Ponadto masz trudność z odróżnieniem fantazjowania w dziecięcej zabawie od prawdziwej obawy o ich tożsamość. To [wszystko] wymaga niezwykle starannej, wielopoziomowej diagnostycznej analizy. Powiedziałaś, że na początku twoja wizja wykluczała drogę na skróty, do, na przykład, blokerów pokwitania albo leczenia hormonalnego. Przewidywałaś przynajmniej 1-2 letnią ewaluację i uważam, biorąc pod uwagę moje doświadczenie kliniczne, że rok cotygodniowych spotkań z osobą kompetentną byłoby niezbędnym minimum aby ocenić te kwestie. Więc, to była twoja wizja…
SS: Teraz to [robione jest] w ciągu 3 sesji.
JP: 3 sesje to standard? Ok. Powiedz, dlaczego, twoim zdaniem, tak jest i co zaobserwowałaś. I powiedz nam jeszcze o Planned Parenthood[2].
SS: Jedno co mogę powiedzieć było oczywiste, to że ta ewaluacja była przeprowadzana po to, aby podać [tym dzieciom] blokery pokwitania, żeby spauzować [pokwitanie], żeby zobaczyć, czy to jest, czego [dzieci] chcą. Taki był cel naszej ewaluacji.
JP: Żeby podać im blokery, czy żeby ocenić, czy jest to stosowne postępowanie [w danym przypadku]?
SS: Chcę powiedzieć, że to pierwsze, ale powiem ci, że jak tylko pojawiły się wytyczne, ludzie od razu wiedzieli, czego chcieli. Więc przychodzili i po prostu wiedzieli, jestem pierwszym krokiem do tego, czego chcą. Więc wtedy już…
JP: To jest bardzo interesujące, bo już tu napotykasz problem terapeutyczny. Bo ludzie, zwłaszcza jeśli są bardzo zagubieni będą się trzymać brzytwy a jeśli wydaje im się, że masz rozwiązanie ich problemów, to następne, co pomyślą, to: „do dzieła, zaczynamy przedstawienie”.
Niestety, prawda jest taka, że jeśli jesteś zaplątana w bardzo skomplikowaną sytuację psychologiczną, może zająć rok bolesnej analizy i introspekcji, tylko po to, żeby zrozumieć o co tu chodzi. A to nie jest uspokajający fakt, [świadomość tego] może tymczasowo pogorszyć sprawę. W miarę jak zaczynasz ocenę rodzinnych patologii, czasem wielopokoleniowych rodzinnych patologii, to wyprowadza na pierwszy plan tego typu zachowania.
Ale twoja obserwacja, to było interesujące, kiedy się zawahałaś, bo zaobserwowałaś, że kiedy tylko otworzyła się ta ścieżka, zaczęły się na naciski ze strony klientów, żeby zacząć leczenie. Ale jest też presja ze strony diagnostyki i kosztów. Bo jeśli to, co robimy to ułatwianie tranzycji, dlaczego nie zacząć robić tego tak wydajnie jak to tylko możliwe. Wtedy zaczynasz widzieć załamanie tej 1-2 letniej ewaluacji i skrócenie jej do trzech sesji.
Przeprowadziłem wywiad z Chloe Cole, która jest po detranzycji i zaczęła sprawę sądową w USA. Kiedy z nią rozmawiałem przeprowadziłem coś jak zmodyfikowany kliniczny wywiad, częściowo, ponieważ chciałem wiedzieć, czy kiedykolwiek ktokolwiek przeprowadził ją przez jej podstawowe zaburzenia. Odpowiedź na to była 100% nie. Więc powiedziałem Chloe, na przykład, że…
Bo przeszła ona przez dojrzewanie płciowe dość wcześnie i powiedziałem jej że dziewczęta w przewidywalny sposób doświadczają wzrostu negatywnych emocji w czasie dojrzewania. A to zdaje się ma źródło farmakologiczne, bo duża różnica w neurotyczności pomiędzy mężczyznami i kobietami nie pojawia się przed okresem pokwitania i prawdopodobnie rozwija się u kobiet, ponieważ, ze względu na zmiany w ich ciele, stają się one seksualnie zagrożone. Różnica w rozmiarach ciała pojawia się w okresie dojrzewania, więc w tym okresie mężczyźni zyskują fizyczną przewagę. A kobiety stają się zagrożone seksualnie. Dodatkowo kobiety, bardzo prawdopodobnie w przyszłości będą musiały zajmować się niemowlętami, więc ma sens, aby były one bardziej wrażliwe na zagrożenia. To powoduje nagłe nasilenie negatywnych emocji. Dodatkowo u kobiet, są one oceniane pod względem wyglądu fizycznego w stopniu dużo wyższym niż mężczyźni. Chociaż mężczyźni również oceniani są pod tym względem. Jednakże szansa na to, że negatywne emocje przyjmą postać martwienia się o wygląd ciała, u kobiet są niezwykle wysokie.
Stąd powiedziałem Chloe: zwłaszcza jeśli wcześnie przeszłaś przez pokwitanie, fakt, że byłaś niezadowolona i zmartwiona [wyglądem] swojego ciała, kiedy miałaś 9 lat, bo przechodziłaś pokwitanie w tym wieku, to jest całkowicie normalne rozwojowo. A ona powiedziała mi coś niezwykle interesującego. Powiedziała, że kiedy miała 9 -10 lat i zaczynała pokwitanie, marzyła o tym, że jak dorośnie i wszystko pójdzie po jej myśli, że będzie wyglądała jak Kim Kardashian, z tym hiper-kobiecym kształtem ciała. Oczywiście, w przypadku Kardashian [ten kształt] został sztucznie udoskonalony, ale jest również obłędnie celebrowany w mediach społecznościowych. Ale Cole uświadomiła sobie, że będzie miała bardziej chłopięcą figurę. Ktoś powinien był usiąść z nią i wyjaśnić jej, że jest to całkowicie w porządku i że istnieje bardzo szeroki zakres męskiego zachwytu nad zróżnicowaną kobiecą formą, co jest z pewnością prawdą. Ale zamiast tego, ona [Chloe] zaczęła wierzyć, że jeśli nie będzie Kim Kardashian, to nigdy nie będzie akceptowana jako kobieta a z pewnością nie jako idealna kobieta.
Chloe jest również odrobinę autystyczna i trudno jej było dogadać się z dziewczynkami. Było jej łatwiej dogadać się z chłopcami. Więc zaczęła rozwijać się u niej fantazja, że jak twój pacjent, który zdecydował, że będzie mu lepiej bez członka, ona [Chloe] zaczęła marzyć o tym, jak lepsze byłoby jej życie, gdyby była chłopcem. I tak właśnie została wprowadzona na ścieżkę transformacji płciowej. Całkowicie bez momentu zastanowienia. Skończyło się tak, że w wieku 15 lat miała obustronną mastektomię. A rany z tej operacji nigdy się porządnie nie wygoiły.
I to jest jej życie teraz. Niski głos, znaczna maskulinizacja, być może niepłodność, aczkolwiek nie jest to pewne. Jej piersi są doszczętnie zniszczone. To jest całkowita katastrofa, w pewniej mierze dlatego, że nigdy nie została prawidłowo ewaluowana w sposób zbliżony do kompetentnego.
tłumaczenie: Magda Lewandowska
[1] U osób trans przyjmowania hormonów przeciwnej płci nazywa się hormonalną terapią zastępczą. Ta nazwa wynika z założeń ideologii trans, która przyjmuje, że osoby identyfikujące się jako odmienna płeć, duchowo są odmiennej płci, tylko ich ciało jest ‘złej’ płci biologicznej Stąd hormony przeciwnej płci widziane są jako zastąpienie hormonów, których ciało osoby dotkniętej dysforią nie wytwarza w wystarczających ilościach.
[2] Planned Parenthood – amerykańska organizacja non-profit na rzecz praw reprodukcyjnych oraz, ostatnio, medycznej tranzycji płciowej, również u nieletnich.