Wyznania jednej z architektów "terapii" trans. Część 3/3
Sara Stockton, odpowiedzialna za stworzenie wytycznych oceny gotowości dzieci do medycznej tranzycji płciowej rozmawia z Jordanem Petersonem o początkach medycyny trans.
Oryginalna rozmowa tu. Poniżej ostatnie 1/3 rozmowy (od, mniej więcej, 1:03:00 do końca).
JP: Największym kłamstwem rzeźników i kłamców jest następujące [pytanie]: „Czy wolałbyś mieć dziecko trans, czy martwe dziecko?”. To naprawdę… naprawdę… Powiedzieć, że to mnie irytuje jest dużym niedopowiedzeniem. Technicznym powodem [na moją reakcję] są wytyczne Amerykańskiego Związku Psychologicznego dotyczące afirmującej terapii dysforii płciowej. Pojawiają się tam dwa przeciwstawne twierdzenia, co czyni ten dokument bardzo interesującą lekturą. Pierwsze stwierdzenie to, że ze względu na uprzedzenia badaczy wobec społeczności trans, nie ma przekonujących długoterminowych badań odnośnie zdrowia psychicznego osób dokonujących tranzycji [płciowej] na przekroju ich życia. Co samo w sobie jest całkiem [dziwnym] stwierdzeniem, gdyż zjawisko [tranzycji płciowej] jest tak nowe, że nic dziwnego, iż nie ma długoterminowych badań. Dodatkowo fakt, że nie ma długoterminowych badań może być minimalnie związany z uprzedzeniem środowiska badaczy, które, przy okazji, jest najmniej uprzedzonym środowiskiem jakie kiedykolwiek istniało na [naszej] planecie. Niedorzecznym jest zakładanie, że brak długofalowych badań jest wyłącznie wynikiem uprzedzeń. [Tranzycja płciowa] jest nowym zjawiskiem i to jest podstawowe wyjaśnienie.
[Amerykański Związek Psychologiczny] przyznaje, że nie ma dobrze udokumentowanych, rzetelnych i przekonujących długoterminowych badań, a trzy strony później stwierdza, że jeśli nie pozwoli się lub nie umożliwi ludziom dokonanie wczesnej transformacji [płciowej] to ich zdrowie psychiczne będzie zaburzone do tego stopnia, że będą mieli zwiększone ryzyko samobójstwa. [Czytając to] pomyślałem: „zaczekaj chwilę!”. Oba te stwierdzenia nie mogą być prawdziwe. Chociaż żadne z nich nie jest prawdziwe, ale oba nie mogą być jednocześnie prawdziwe. Albo mamy długoterminowe badania dokumentujące wpływ tranzycji na zdrowie psychiczne, albo [takich badań] nie mamy. Dowody [naukowe] są albo za tranzycją albo przeciw niej. Prawda jest taka, że nie zostały wykonane badania niezbędne, aby ustalić prawdziwość twierdzenia, że wczesna tranzycja ma pozytywne efekty na zdrowie psychiczne.
Dodatkowo sprawa skomplikowana jest faktem, że testosteron sam w sobie ma farmakologiczny efekt antydepresyjny, więc jeśli podasz testosteron młodej kobiecie z dysforią albo, nawiasem mówiąc, młodemu mężczyźnie z dysforią, to [ta osoba] poczuje się lepiej. Nie dlatego, że dokonuje tranzycji, ale ze względu na biochemiczne efekty testosteronu. Więc to jest jeden wielki zamęt.
Pomysł, że wiemy na pewno, że wczesna tranzycja dzieci dotkniętych tak zwaną dysforią płciową jest korzystna dla zdrowia psychicznego [dzieci] jest totalnym kłamstwem. Nie istnieje nawet ścinek dowodu naukowego [potwierdzającego to stwierdzenie]. [Ale, sytuacja] jest jeszcze gorsza. Bo, co odpowiednio wyszkoleni klinicyści powinni wiedzieć i co chcę to tutaj zgłębić…
Najszerszą, najbardziej ogólną kategorią psychopatologii, jest prawdopodobnie coś jak połączenie depresji i stanów lękowych, tak? To intensywna negatywna emocja. W zasadzie każdy, kto wchodzi w środowisko terapeutyczne odczuwa intensywną negatywną emocję. Istnieje mnóstwo powodów, dla których możesz cierpieć z powodu intensywnej negatywnej emocji. Niektóre z tych powodów są biologiczne, [na przykład] zaburzenia rytmu dobowego, choroba fizyczna, początek pokwitania, wysoki poziom neurotyczności, co przyczynia się znacznie [do odczuwania negatywnych emocji] i jest również częstsze u kobiet niż u mężczyzn. Dlatego właśnie u kobiet zaburzenia depresyjne i lękowe występują 5 razy częściej we wszystkich kulturach. Istnieje wiele powodów [ku temu].
I teraz tak, jeśli jesteś nieszczęśliwy, to jest bezkształtne. Bo jesteś nieszczęśliwy, zagubiony i w pewnym sensie nie wiesz, jak być nieszczęśliwym. I tu właśnie problem kulturowy zaczyna być istotny. Bo jeśli wrócisz do czasów Freuda na przykład, [w tamtym okresie] istniała grupa europejskich kobiet, które były nieszczęśliwe histerycznie. A przy okazji, „histeria” oznacza wędrującą macicę, stąd pochodzi ten termin. Czasem w leczeniu [histerii] stosowane było usunięcie macicy. To jest bardzo podobne do tego, co dzieje się obecnie. Histeria przybrała bardzo wąsko, kulturowo zdefiniowaną formę. Histeryczne kobiety były bardzo dramatyczne, a kultura wiktoriańska była bardzo teatralna, zwłaszcza w wyższych klasach społecznych, gdzie histeria zdarzała się częściej. Podobnie jak anoreksja zdarzała się szczególnie często pośród dziewcząt z wyższej klasy średniej. Więc [histeria] była bardzo teatralna, cechowała się brakiem tchu, fizyczną słabością, swego rodzaju dramatyczne omdlenia. I histeria stała się psychologiczną epidemią.
[Historycznie] miało miejsce wiele fal psychologicznych epidemii. Zdarzały się one bardzo często, jak się okazuje, mniej więcej jedna w każdym pokoleniu. Istnieje literatura, w której prześledzono wybuchy psychogenicznych epidemii w ciągu ostatnich 300 lat. Główną [publikacją] dokumentującą to zjawisko jest „The Discovery of the Unconscious” [Odkrycie nieświadomości] Henri’ego Ellenbergera, która jest absolutnie wspaniałą książką, analizą ostatnich 350 lat klinicznych badań.
W każdym razie, kiedy pojawiła się kontrowersja dotycząca zaimków, powiedziałem kanadyjskiemu senatowi, że jeśli zaczniemy kpić z tych fundamentalnych kategorii, doprowadzi to do tego, że wywołamy psychologiczną epidemię. [Powiedziałem to] bo znam literaturę na ten temat. Czy, kiedy byłaś szkolona jak miałaś dwadzieścia kilka lat, czy ktokolwiek wspomniał o istnieniu psychologicznych epidemii?
SS: Ani razu. [Nikt nie wspomniał] o histerii, o zaraźliwości. Ani słowa.
JP: Och, ok. Więc możemy je wymienić, [w kolejności] manifestacji na przeciągu ostatnich 50 lat. Samookaleczanie było psychologiczną epidemią, anoreksja była psychologiczną epidemią, [podobnie jak] bulimia. Skandal satanistycznego znęcania się nad dziećmi w żłobkach w latach 80tych XX wieku [znany jako satanic panic], był epidemią. To obejmuje mniej więcej ostatnie 60 lat. To sporo epidemii.
Jak się okazuje, ludzie którzy są najbardziej skłonni do psychogenicznych epidemii to dziewczęta w okresie dojrzewania. Nie wiem dlaczego tak jest, być może dlatego, że dziewczęta przechodzą przez dojrzewanie wcześniej niż chłopcy, więc nie są aż tak przygotowane, nazwijmy to, neurologicznie żeby poradzić sobie z wymaganiami szybkiego dojrzewania, narzucanego przez okres pokwitania. Ponadto w okresie dojrzewania u dziewcząt pojawia się okres nasilenia negatywnych emocji i wrażliwości ciała, więc być może to skłania dziewczęta w kierunku [psychologicznej epidemii]. Ale nie wiemy tego [na pewno]. Z nieznanych powodów chłopcy są mniej skłonni do zarażania się [psychologicznymi epidemiami]. Ale z pewnością najbardziej trafnym podejściem do decyzji diagnostycznych dotyczących masywnej eksplozji tak zwanej dysforii płci w ciągu ostatnich 5 lat, jest [widzenie tego] jako kolejny przykład epidemii psychologicznej[1]. Ale powiedziałaś, że kiedy byłaś szkolona ta literatura nie była tobie przedstawiona. Nie wiedziałaś nawet, że istnieje taka możliwość?
SS: Wcale [nie byłam o tym uczona]. Co więcej, zanim jeszcze media społecznościowe podjęły [ten temat], wytyczne już były dostępne, więc… Nie…
JP: Czy w międzyczasie rozwinęłaś jakąś ekspertyzę dotyczącą psychogenicznych epidemii?
SS: Absolutnie. To jest w dużej mierze powód, dla którego odeszłam. Jedno, co zauważyłam, kiedy robiłam szkolenie z dorosłymi. Powiedziałabym… Bo w mojej praktyce pracowałam zarówno z dorosłymi jak i z dziećmi. Powiedziałabym, że przede wszystkim zajmowałam się dziećmi, bo w tamtych czasach była to najszybciej rozwijająca się kariera. Ale kiedy się tym zajmowałam, pośród dorosłych powiedziałabym, że proporcja była 80% mężczyzn do [20%] kobiet, podczas gdy [proporcja] u dzieci była odwrotna. Dlatego, myślę, jeden z twoich listów miał [dla mnie] jeszcze głębsze znaczenie, bo pośród dzieci, którymi się zajmowałam, 80% było dziewczynkami.
To, co jest bardzo trudne w tej kwestii, to, że nie możemy o tym rozmawiać. Dlaczego nie widziałam takiego wzrostu [dysforii płciowej] u dorosłych. Jeśli faktycznie ma miejsce… A to jest przyjmowane i wspominane w literaturze, spodziewałabym się znacznego wzrostu liczby dorosłych identyfikujących się [jako trans]. A nie widziałam tego.
JP: W ostatnich latach, z pewną nachalnością, przedstawiane było twierdzenie, że to, co obserwujemy nie jest psychogeniczną epidemią, ale zamiast tego, jest manifestacją faktu, że istniała większa różnorodność identyfikacji płciowej niż dozwolone było przez opresyjną patriarchalną kulturę. A po usunięciu tych restrykcji ludzie zaczęli powracać… Albo dostali pozwolenie czy też zostali zachęcenie aby wyrażać swoją prawdziwą tożsamość.
Ale [tą teorię] da się zweryfikować. Możemy sobie wyobrazić, że mamy teraz więcej ludzi, którzy twierdzą, że mają biseksualną orientację seksualną. Co powinniśmy zaobserwować jako konsekwencję tego, to zwiększenie odsetka między-płciowych[2] kontaktów seksualnych. Ale to nie ma miejsca. Zamiast tego, o ile mogę powiedzieć, chociaż nawet 20% młodych ludzi identyfikuje się na spektrum LGBT+, a zdecydowanie ten plus jest tu najważniejszą kwestią… [Ci młodzi ludzie określają swoją tożsamość na spektrum LGBT+, ale jeśli spojrzysz na ich zachowania seksualne, te nie zmieniły się wcale. Więc, na przykład, większość dziewcząt, które określają się jako biseksualne, mają wyłącznie doświadczenia seksualne z chłopcami, o ile mają jakiekolwiek. To się wcale nie zmieniło. Jest to dla mnie bardzo interesujące i zaskakujące, bo pomyślałbym, że psychologiczne naciski byłyby wystarczające, aby nie tylko zmienić określanie tożsamości, ale również, w jakimś stopniu, zmienić zachowanie, przynajmniej na tyle, żeby zwiększyć eksperymentowanie. Ale tak się nie dzieje, co jest kolejnym dowodem na to że oryginalna orientacja seksualna jest osadzona bardziej solidnie, niż [twierdzą zwolennicy teorii] konstruktu społecznego.
SS: Z pewnością. Co więcej, chcę zwrócić uwagę na to, że [praktykując] miałam wrażenie, że podpisuję [jako klinicystka] zgodę na interwencję medyczną a nie na tożsamość. To jest pod czym my [klinicyści] obecnie się podpisujemy. Uważam, że jest to bardzo unikalne, że [tranzycja płciowa] to jedyna medyczna [interwencja] u dzieci, pod którą podpisuję się w moim zawodzie. Nie ma żadnej innej diagnozy, którą mogę dać dziecku, która skutkowałaby leczeniem medycznym. A my nie jesteśmy w tym szkoleni. Nie mówiąc o tym, z czym [pacjenci] wracają [po tranzycji płciowej]: nowotwory, dysfunkcja seksualna. [Ci pacjenci] nie będą nigdy mogli mieć orgazmu a większość terapeutów nie jest przygotowana, żeby o tym rozmawiać z typowym klientem, nie mówiąc już o osobie, której, po operacji [genitaliów] zajmuje 25 minut, żeby oddać mocz w ubikacji. Więc ja już nie rozumiem, co my robimy.
JP: Tak, absolutnie. To jest jedna z rzeczy, która mnie zszokowała, kiedy rozmawiałem z Abigail Shrier. Bo jestem porządnie wykształconym klinicystą, ale nie jestem lekarzem, więc nie rozumiałem całkowicie konsekwencji albo stopnia [inwazyjności] tego, co eufemistycznie nazywa się jedynką, dwójką lub trójką[3]. Nie zdawałem sobie sprawy, na przykład w celu [chirurgicznego] stworzenia członka, który, przy okazji, nie jest ani funkcjonalnym organem wydalania ani reprodukcyjnym, ani [nie dostarcza] przyjemności seksualnej. [Żeby chirurgicznie stworzyć członek] u ofiary [tej operacji] usuwa się, w zasadzie do kości, mięśnie z przedramienia na długości około 12 centymetrów, pozostawiając tylko kość przykrytą skórą, po to aby pobrać mięśnie w celu konstrukcji dysfunkcjonalnej protezy penisa. To jest jedna z katastrofalnych konsekwencji pełnego operacyjnego koszmaru.
SS: [Pacjenci] również tego nie rozumieją. Musiałam tłumaczyć ludziom, którzy chcą prezentować się jako płci męskiej, którzy chcą uprawiać seks z osobami płci męskiej i musiałam im tłumaczyć różnice w anatomii[4] i [fakt], że seks będzie wyglądał inaczej. Oni nie rozumieją. Dzieciaki, które poddają się tym zabiegom, nie mają pojęcia, że nie będą mieli funkcjonalnych organów reprodukcyjnych.
JP: Rozmawiając z Chloe Cole zagłębiliśmy się w temat rekonstrukcji piersi. Ona miała obustronną mastektomią w wieku 15 lat. I teraz tak, po pierwsze, uważam, że podwójne mastektomie to kardynalne akty niewybaczalnego rzeźnictwa. Jestem głęboko przekonany, że ludzie, którzy wykonali te operacje na nieletnich powinni skończyć w więzieniu. Tak uważam, częściowo dlatego, że nie powinno się usuwać zdrowych części ciała u nieletnich. Umówmy się, że to jest zasada numer jeden. Ale druga sprawa to czysta destrukcyjność [tego zabiegu]. Nie tylko te kobiety, którym usunięto piersi, nie będą mogły karmić piersią, co jest katastrofą dla ich dzieci, bo karmienie piersią jest niezbędne dla dzieci. Postawmy tę sprawę prosto: dzieci rozwijają się dużo lepiej, jeśli są karmione piersią. Są bardziej inteligentne, mają lepszą więź z matkami a to jest kluczową częścią wczesnego rozwoju, więc nie jest to coś co można zastąpić butelką. Ale dodatkowo, nie tylko usunięte są piersi, które mogą być hipotetycznie zrekonstruowane, ale wycinane i przeszczepiane są też brodawki. A to, po pierwsze, może nie zadziałać. Jak w przypadku Cole to nie zadziałało tak dobrze, bo jej rany nigdy się porządnie nie wygoiły. Ale również oznacza to, że potencjał erotyczny tej części ciała zostaje permanentnie stracony. A to jest ogromna strata. Mam tu na myśli fakt, że nie ma tak wiele podstawowych źródeł przyjemności w życiu i żeby zniszczyć u piętnastoletniej osoby zdolność do odczuwania przyjemności erotycznej w tak zarozumiały sposób, to jest absolutnie niewybaczalne. To jest kryminalnie niewybaczalne. Zwłaszcza, że jest to robione w pośpiechu.
Chciałbym również zwrócić uwagę, dla wszystkich, którzy słuchają, żeby upewnić was, że to jest tak mroczne jak to tylko możliwe. Bo to powinno być zaznaczone, że różne zawody są atrakcyjne dla różnych ludzi. Media i przemysł rozrywkowy i polityka też mają nieproporcjonalnie wysoką liczbę [osobowości] narcystycznych, które [znajdują te dziedziny] atrakcyjnymi. To nie znaczy, że wszyscy [zatrudnieni] w tych zawodach są narcystyczni, ale jest to ryzyko. Oznacza to, że jeśli jesteś narcystyczny, to będzie cię ciągnęło do zawodów związanych z uwagą publiczną.
A teraz pomyślmy przez chwilę o chirurgii. Dobrą stroną chirurgii jest to, ze można być chirurgiem i pomagać ludziom. Ale mroczną stroną chirurgii jest to, że można ciąć ludzi. Jeśli jesteś osobą szczególnie empatyczną, szanse na to, że będziesz chirurgiem są bardzo niskie. Bo jeśli jesteś szczególnie empatyczny, to stanowi to przeszkodę w podejmowaniu trudnych decyzji, w wykonaniu nacięcia i tego typu sprawach. To jest duża przeszkoda dla empatii. Więc, mówiąc ogólnie, dajesz chirurgom, którzy mają niższy poziom empatii, co [poziom empatii] nie jest złą rzeczą, ale skrajne przypadki [niskiego poziomu empatii] zdarzają się, [nie tylko w chirurgii] ale również w pielęgniarstwie czy opiece nad starymi ludźmi. Nie nieznaczny odsetek ludzi w tych zawodach ma tendencje sadystyczne. Założę się, że nie sądzisz, że to prawda. Ale jeśli [uważasz, że to nie jest prawda] to nie wiesz wystarczająco, szczególnie nie wystarczająco, żeby być terapeutą. I z pewnością nie wiesz wystarczająco, żeby porządnie formułować zasady [funkcjonowania instytucji]. Nie mówię tu, że wszyscy chirurdzy są sadystami, ale mówię, że jeśli jesteś sadystą i masz zainteresowania medyczne, to chirurgia będzie dla ciebie świetnym miejscem docelowym.
W trudniejszych chwilach nie mogę nie zastanawiać się, jak wiele nieujawnionej przyjemności chirurdzy-rzeźnicy odczuwają w ich rzeźnictwie. Więc, wiesz, ludzie myślą, że nie musimy o tym mówić, ale jeśli wycinasz mięśnie przedramienia u 15-to latków, żeby stworzyć im członek, który nigdy nie będzie działał, kasujesz za to 500tysięcy dolarów (jako koszt leczenia przez całe życie), wkładasz je w medyczny kierat, i budujesz całe szpitale [z kasy zarobionej] na tych operacjach, to wiesz, [chyba jednak] musimy o tym mówić.
Istnieją maile [wysłane przez] Rachela Levine’a[5], który jest modelem dla ruchu trans w Białym Domu Bidena, [maile] dokumentujące jego rozważania i obawy dotyczące tego, jak zwiększyć zyskowność procesu medycznej tranzycji płciowej. [Te maile] są dobrze udokumentowane i upublicznione, więc jeśli sądzisz, że chciwość… ten typ zaślepionej chciwości połączonej z sadyzmem nie napędza [tej ideologii], to nie myślisz.
Inna rzecz jaka ma miejsce, na temat której możesz się wypowiedzieć jako klinicystka, to to, co ma miejsce, kiedy podejmie się katastrofalną decyzję życiową, na przykład będąc płci męskiej dojdzie się do wniosku, że jest się płci żeńskiej, a następnie podejmie się próbę transformacji siebie w namiastkę osoby płci żeńskiej. [W takiej sytuacji] część ciebie będzie odczuwało ogromne wątpliwości, które nigdy nie ustąpią. Można z tymi wątpliwościami poradzić sobie szczerze i je zaakceptować jako cenę podjętych decyzji. Ale możesz też zrobić coś innego: możesz wyjść i trąbić o tym, jaka to była dobra decyzja. [W tym podejściu] można zajść tak daleko, że zacznie się zachęcać dzieci, że było by w ich najlepszym interesie, żeby zrobić to, co ty sobie zrobiłeś, zamiast zmierzyć się z faktem, że może masz pewne skrupuły dotyczące radykalnej decyzji [jaką podjąłeś]. To jest racjonalizacja, usprawiedliwianie oraz eksternalizacja, ale głównie racjonalizacja. To może stać się niewyobrażalnie patologiczne i z pewnością jest dostrzegalne w tak zwanej społeczności trans: „Och, nie tylko my jesteśmy tacy, ale też wszyscy inni powinni tacy być, włączając w to dzieci”.
Dostrzegam tą nieprawdopodobnie narcystyczną psychopatologię pojawiającą się w Drag Queen Story Hour [zorganizowane w przedszkolach i bibliotekach dla dzieci czytanie książek dzieciom przez drag queen]. Jeśli spojrzy się na to okiem klinicysty, to można rozpoznać szczególnie narcystyczne matki, które w dramatyczny sposób pokazują swoją otwartość i współczucie poprzez pozwalanie aby ich dzieci przebywały z dorosłymi mężczyznami, dotkniętymi autoginefilią, przebranymi w kobiecą bieliznę i tańczącymi w uwodzicielski sposób przed tymi dziećmi. To jest pokaz zalet moralnych matki. To jest również, zasadniczo, zastępczy zespół Münchhausena. I jestem ciekawy czy, w czasie twojego szkolenia jako terapeutka, czy twoi instruktorzy kiedykolwiek mówili o zastępczym zespół Münchhausena, czy też zespole Münchhausena w ogóle?
SS: Nie. Spotkałam się z tym później w mojej praktyce, co było, w pewien sposób, ostatnią kroplą. To byłą matka, która naprawdę prezentowała [te objawy] w stosunku do swojego dziecka.
JP: Czy mogłabyś powiedzieć o tym więcej? Oczywiście zachowując tajemnicę terapeutyczną. Co miało miejsce?
SS: Przede wszystkim: rodzic wypowiadający się zamiast dziecka. To była unikalna sytuacja. [Matka mówiła:] „Oto, co się stało, moje dziecko tak się prezentowało”. A dziecko nie było w stanie powtórzyć tej samej historii, ale poddawało się woli matki. Ponadto powiem ci, a raczej każdemu, kto zmaga się ze zdrowiem psychicznym. Często otrzymanie diagnozy jest swego rodzaju wolnością. Jest to [uczucie]: „och, przynajmniej wiem co się dzieje”. Więc, kiedy dajemy im [pacjentom] odpowiedź [czyli diagnozę] to sprawia, że [pacjenci] czują się lepiej, bo przynajmniej wiedzą, co się dzieje. W przypadku tego dziecka, ja widziałam, jak temu chłopcu było tłumaczone [przez matkę] co się z nim [ma] dziać, chociaż to się z nim jeszcze nie działo. To był przedziwny przypadek, gdzie ja zasugerowałam, żeby się powstrzymać z podawaniem hormonów, ale sąd odrzucił moją opinię i lekarze zaczęli leczenie, pomimo tego, że ja sugerowałam, żeby się powstrzymać. Ojciec [tego dziecka] stracił prawa rodzicielskie i w rezultacie tego popełnił samobójstwo.
JP: Mogę sobie wyobrazić. To straszna, edypowa sytuacja. Wyobraź sobie, że masz matkę, która jest bardzo niedojrzała i narcystyczna i masz dziecko, które wykazuje jakieś formy złego zachowania, co zwykle dzieci robią, ale może [w tym przypadku złe zachowanie] jest bardziej znaczące. I ta kobieta zaczyna zastanawiać się dlaczego jej związek z dzieckiem jest zakłócony, bo to powoduje jej cierpienie, zwłaszcza jeśli ma cechy narcystyczne i jest niedojrzała. Prostą drogą jest tu założenie, że coś jest fundamentalnie nie tak z jej dzieckiem. A teraz połącz to z narcystycznym pragnieniem wysokiego statusu i tak matka uczy się bardzo szybko, że jeśli dziecko jest trans, to jest to bardzo modne i fajne i [na tej podstawie] może ona zbudować swoją reputację w jej społeczności. [Reputację], że jest niezmiernie progresywna, pełna współczucia i troski. [W ten sposób] może prezentować swoją cnotę.
Dam ci przykład tego. Kiedy Ron DeSantis [gubernator Florydy] wystąpił przeciwko jednemu z dyrektorów wykonawczych Disneya, [wyszło na jaw] wideo, w którym liderzy Disneya rozmawiali o wysiłkach, żeby promować cele LGBT+ przy użyciu platformy rozrywkowej Disneya. I ta kobieta, która, jeśli dobrze pamiętam, kierowała krajowym programem Disneya [i była] na wysokiej pozycji w korporacyjnej hierarchii, powiedziała, że ma dwójkę dzieci, 5 i 7 lat, i że jedno z tych dzieci jest trans a drugie panseksualne. [Słysząc to] zrobiłem szybką statystyczną kalkulację [i wyszko mi], że prawdopodobieństwo tego, że dana matka będzie miała dziecko trans, prawdziwie trans według definicji sprzed 20 lat, [że to prawdopodobieństwo] jest około 1 na 3 tysiące. A prawdopodobieństwo, że będziesz miała panseksualne dziecko, cokolwiek to znaczy, bo to pojawiło się może 3 lata temu, [to prawdopodobieństwo] jest, oczywiście, mniejsze niż 1 na 3 tysiące, ale powiedzmy, że jest 1 na 3 tysiące. Łącząc te prawdopodobieństwa, że będziesz miała jednocześnie dziecko trans i panseksualne, jest 1 na 9milionów. Diagnostycznie oznacza to, że jeśli ewaluujesz tę kobietę i jej dzieci, to masz jedną szansę na 9 milionów, że diagnoza [jednego dziecka jako trans a drugiego jako panseksualnego] jest trafna i że ta matka nie jest narcystyczna.
Na poziomie klinicznym, cechy narcystyczne w populacji dotykają mniej więcej 4% ludzi. Więc powiedzmy, że 4% matek ma tendencje narcystyczne a pośród nich istnieje znaczna część, może 1/10, choć Bóg tylko wie ile, która będzie gotowa poświęcić swoje dzieci w imię jej [matki] narcystycznych urojeń. A to nie tylko jest [obecnie] ułatwiane przez terapeutów, to jest wymagane prawem, że terapeuci będą to ułatwiali.
Więc masz: “czy wolisz mieć dziecko trans, czy martwe dziecko?”. Rodzice Chloe Cole złapali się w tą pułapkę. To jest przerażające dla rodziców, jeśli ich dziecko doświadcza poważnych problemów, a środowisko medyczne mówi im [rodzicom]: „masz uprzedzenia, ale jeśli pozbędziesz się uprzedzeń, to twoje dziecko nie podetnie sobie gardła. Bo masz dziecko trans, co może być trudne, ale to jest lepsze, niż bycie martwym”. Więc rodzice są przerażeni. A jak dodasz jeszcze do tego problem narcyzmu i fakt, że prawo wymaga od terapeutów, żeby afirmować tożsamość płciową, i dodasz sadyzm i chciwość przemysłu medycznego, to [na koniec] masz wybuchową mieszankę, która [z kolei] produkuje psychologiczną epidemię. I dokładnie to mamy teraz przed sobą.
SS: To, co chcę jeszcze powiedzieć i mam nadzieję, że nie narobię sobie tym kłopotów, bo jestem pewna, że są ludzie, którzy mają przeciwna opinię. Ale odnośnie tej obsesji z tożsamością, jeśli to naprawdę ma miejsce, to widziałabym to w przekroju rasowym. A nie widzę. Większość [identyfikacji trans] ma miejsce u białych ludzi. Nie wiem, dlaczego.
JP: Wiesz, że to jest dziwne, bo to samo dotyczyło anoreksji i bulimii.
SS: Tak.
JP: To jest ciekawy temat do spekulacji, bo przyczyny tego nie są oczywiste. Wiemy, że liberalne, białe dziewczyny częściej mają depresję i stany lękowe. Być może można to połączyć z dysforią jest taki, że radykalnie nieograniczona wolność jest destabilizująca.
SS: Tak!
JP: Przykładem tego może być… Jeśli masz 3 letnie dziecko i może to dziecko ma 30 różnych zestawów ubrań w szafie. Jeśli otworzysz szafę i powiesz, dziecku, żeby wybrało sobie ubrania, to dziecko będzie często zagubione [ilością możliwości]. A jeśli powiesz mu, że ma założyć to ubranie [a nie inne] to dziecko będzie poirytowane. Ale jeśli wyłożysz na łóżku 3 różne zestawy ubrań, i powiesz dziecku, żeby wybrało, to dziecko wybierze jeden i będzie szczęśliwe.
Istnieje literatura dotycząca wyborów konsumentów. Możesz sobie wyobrazić, że masz aptekę i jest tam tylko jeden szampon w sprzedaży. Nie jesteś z tego zadowolona, bo to tylko jeden typ szamponu. A teraz wyobraź sobie, że jest 200 różnych [szamponów]. Możesz sobie pomyśleć, że to świetnie, że jest tyle wyboru, ale przy 200 typach szamponów prawdopodobieństwo, że wybierzesz najlepszy, jest zerowe, bo… nic nie wiesz o szamponach. Ale, jak się okazuje, jest liczba wyborów, która jest idealna, żeby dokonać wyborów i tą liczbą jest kilka. To jest, co robisz, jeśli grasz w jakąś grę. Wiesz, kiedy grasz w szachy, nie możesz użyć piłki koszykowej, ale istnieją rzeczy, które możesz robić. Problem z radykalnym liberalnym widzimisię i teorią tożsamości jest taka, że ludzie toną w możliwościach. [Pytasz dziecka] kim jesteś, [i mówisz], że może być czymkolwiek chce. [A dziecko pyta:] „Naprawdę? Mogę być kimkolwiek? Możesz być wszystkim? Mogę być dziewczynką, chłopcem, jednym i drugim albo żadnym? I mogę to zmienić w każdym momencie?” „Tak, kochanie, możesz być czymkolwiek”. „A czy mogę być kotem?”
Mówiłaś o furries [osoby, które lubią przebierać się za zwierzęta]. Porozmawiajmy o tym przez chwilę. Czy masz doświadczenia na tym froncie?
SS: Tak i po prawdzie to, co powiedziałam o tym w filmie dokumentalnym [Matta Walsha] spotkało się z negatywnym odbiorem. Dzieci przychodzą do szkoły a nauczyciele mówią, że nie mogą z tym nic zrobić, bo, jak mówią, to jest tożsamość queer. Jednocześnie słyszę od ludzi queer, że furries nie należą do ich społeczności. Więc powiem tylko wprost, że do szkoły przychodzą [dzieci] z ogonami i miałcząc i jest to [rodzaj] subkultury. Nie sądzę, że ludzie uświadamiają sobie jak niebezpieczne są te czat-roomy, te miejsca w Internecie, o których mówiłeś wcześniej. Jednym z najbardziej strasznych nowych trendów, które widzę, są dyskusje o ofiarach z ludzi. Dzieci bawią się lalkami w składanie ofiar z ludzi, widziałam jak robią egzorcyzmy i tym podobne. Ale gdzie one tego się uczą? Uczą się tego poprzez rytuały w społeczności LGBT i poprzez te czat-roomy. Więc te tożsamości cosplayowe, jakie przyjmują [te dzieci], to znów jest skupione na tożsamości, [na pytaniu] „kim jesteś?”.
JP: To wygląda jak patologicznie przytłumiona zabawa w udawanie. Wiesz, Jaak Panksepp w czasie badan rozwojowych nad zabawą u szczurów, zauważył, że jeśli pozbawi się młodociane szczury możliwości, aby bawić się w zapasy i przepychanki, to, po pierwsze, nie rozwinie się im prawidłowo kora przedczołowa, po drugie, będą nadpobudliwe, a po trzecie, jeśli pozwolisz im się bawić później, to będą bawić się bardzo agresywnie, próbując nadrobić braki. Wyobraź sobie, że w tych sytuacjach masz próby nadrobienia braków w zabawie w udawanie. Te dzieci były pozbawione zabawy w udawanie w młodszym wieku i kiedy znajdą te wirtualne fora, gdzie mogą zaangażować się w wymyśloną zabawę, wiesz, dużo później, niż powinno to mieć miejsce w ich rozwoju, to [te dzieci] całkowicie schodzą na manowce.
Wiesz, myślę, że autoginefilia u tych 40-to letnich mężczyzn jest formą przytłumionej zabawy w udawanie. Do czasu [kiedy ci mężczyźni są dorośli] to ulega seksualizacji. Bo kiedy dzieci mają 3 czy 4 lata nie ma wiele seksualnych motywacji w ich zabawie. Może są jakieś elementy, ale nie dużo. Jednak, jeśli ten element seksualny jest przytłumiony do czasu pokwitania lub później, kiedy, jakby to ująć, się zamanifestuje, to są rzeczy, których praktycznie w ogóle nie rozumiemy.
Pozwól mi zamknąć z jeszcze jednym pytaniem. Zajęłaś się terapią jako osoba empatyczna z jakimś zainteresowaniem w sferze zachowań seksualnych. Starałaś się pracować jako osoba pełna współczucia i postępować w najlepszym interesie ludzi, którzy, powiedzmy byli marginalizowani. Ale to zeszło na manowce. Dlaczego? I co, jeśli cokolwiek, chciałabyś powiedzieć przyszłym i obecnie praktykującym terapeutom, odnośnie tego, czego się nauczyłaś i jak powinni dostosować swoje podejście i praktykę?
SS: Wiele. Powiedziałabym, że terapeuci powinni skupić się na wyrażaniu prawdziwie świadomej zgody, żeby przemyśleć ten element praktyki i to, co oznacza aby poinformować kogoś odnośnie przyszłego zdrowia seksualnego, reprodukcyjnego, psychicznego i emocjonalnego. Nie wspominając o tym, że 95% tych pacjentów będzie dożywotnio na lekach przeciwdepresyjnych. Szkolenie… Rozmawialiśmy wcześniej o tym, że najstraszniejsze w tym wszystkim jest to, że rozmowa o tym nie jest bezpieczna. Ale my [terapeuci] podpisujemy się pod czyjąś tożsamością na całą resztę życia [tej osoby]. [Jest ważne] aby móc rozmawiać i dołączyć do tej rozmowy osoby po detranzycji. Nie sądzę, żebyśmy mogli nawet zrozumieć konsekwencje [tranzycji płciowej]. Większość tych ludzi rozwinie nowotwór w ciągu 15 lat. Przy leczeniu hormonalnym to jest realne ryzyko i to jest, co mówimy pacjentom. Mówimy im, że aby znaleźć walidację, która przy okazji będzie tylko zewnętrzna, należy otrzymać afirmację. Żeby uczyć tego dzieci…
To, co słyszałam ostatnio, to że ludzie, którzy dokonali tranzycji nie są nawet szczerzy z lekarzami odnośnie ich biologicznej płci. Więc poddają się zabiegom medycznym bez poinformowania lekarzy o swojej płci i w związku z tym dostają recepty na potencjalnie niebezpieczne lekarstwa, co jest zaniedbywaniem swojego zdrowia.
JP: Sara, mam jeszcze jedno pytanie. Brałaś udział w tym filmie dokumentalnym Matta Walsha i teraz również rozmawiasz ze mną, co przyniesie ci znaczące trudności. Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego zdecydowałaś się mówić o tym otwarcie, bo przecież wiąże się to ze znacznym ryzykiem. Przede wszystkim musisz przyznać że pod wieloma względami byłaś źle poinformowana, co miało całkiem poważne konsekwencje dla ciebie, osobiście i dla innych osób. To jest trudny fakt do przełknięcia. Ale również narażasz się na różne typy krytycznych komentarzy, oskarżeń o zdradę, transfobię i nienawiść. Dlaczego więc to robisz? Co [rozmowa ze mną] znaczy dla ciebie?
SS: Robię to dla naszych dzieci. One zasługują na to, żeby znać prawdę. Zasługują mieć możliwie jak najlepsze wyniki leczenia. Nawet jeśli rozmawiasz z ludźmi trans, [oni] powiedzą ci, że interwencja we wczesnym wieku nie jest najlepsza i że może powinniśmy się nad tym poważnie zastanowić.
Nie będę kłamać, osobiście czułam się bardzo źle [ze świadomością] że byłam częścią tego, uświadomiwszy sobie, jak szybko to stało się… Jak postawiono mnie w pozycji, że musiałam afirmować zabiegi medyczne, które wpływają na życie [pacjentów] do końca ich życia. [Pacjenci] nie mogą przejść przez te zabiegi bez skierowania od terapeuty, więc nie ma tu wyboru…
Powiedziałabym rodzicom, żeby szukali opinii innego terapeuty odnośnie tego, jak leczone są ich dzieci i ciągle szukać pomocy. Myślę, że spędzę resztę mojego życia walcząc o to, żeby dzieci nie dostawały się w ręce rzeźników.
JP: Dziękuję za dzisiejszą rozmowę.
Tłumaczenie: Magda Lewandowska
[1] Tu Jordan używa wyrażenia „social contagion”, które tłumaczy się jako zaraza społeczna. Przetłumaczyłam to jako epidemia psychologiczna, żeby połączyć to z wcześniejszą wypowiedzią, oraz, również dlatego, że uważam, że „zaraza społeczna” brzmi nie najlepiej.
[2] Zakładam, że to Jordan miał na myśli „same-sex sexual contact’ czyli kontaktów seksualnych w obrębie tej samej płci. Ale w oryginalnym wideo Jordan wyraźnie mówi „cross-sex sexual contact”, stąd tłumaczenie takie, jakie jest.
[3] Po angielsku operacje „korekty” płci nazywają się top (góra – operacje klatki piersiowej)) i bottom (dół – operacje narządów płciowych). Z tego, czego dowiedziałam się na mediach społecznościowych, w języku polskim te operacje nazywają się: jedynka (pierwsza operacja w obrębie klatki piersiowej, czyli albo mastektomia albo wszczepienie implantów piersi), dwójka (druga operacja: usuniecie macicy/jajników lub jąder) oraz trójka (konstrukcja genitaliów przeciwnej płci, z którymi to zabiegami wiążą się największe komplikacje, związane, w najlepszym wypadku z problemami w oddawaniem moczu a w najgorszym – ze śmiercią)
[4] Tu Sara mówi „cervical spine” (kręgosłup szyjny). Wprawdzie w literaturze znalazłam kilka odniesień do anatomicznych różnic w kręgosłupie szyjnym pomiędzy mężczyznami i kobietami, ale nie jestem pewna, jak to ma się do współżycia seksualnego. Jest możliwe, że Sara miała na myśli „cervix” (szyjkę macicy), której to nazwy w języku angielskim używa się potocznie w formie przymiotnikowej (np. cervical scrrening – przesiewowy wymaz z szyjki macicy).
[5] W odniesieniu do Rachel’a Levine’s Jordan używa męskiej formy „he, him”, stąd odmieniam to żeńskie imię według męskiej deklinacji.