Nie chciałem być gejem
Richie Herron rozmawia z Jamesem Esses o "leczeniu" afirmującym tożsamość płciową, o detranzycji i nadziei na przyszłość
James Esses to brytyjski prawnik, który rozpoczął studia na wydziale psychoterapii, w celu przekwalifikowania się z prawnika do psychoterapeuty. Ze względu na jego krytyczne wobec ideologii gender poglądy, James został wydalony ze studiów (za które już zapłacił). Obecnie James jest w trakcie sprawy sądowej przeciwko brytyjskiej Radzie Psychoterapeutów, która domagała się jego wydalenia ze studiów.
Richie Herron to jeden z najbardziej znanych w UK osób po detranzycji, jeden z niewielu mężczyzn, którzy publicznie przyznają się do przejścia drastycznych operacji plastyku neo-pochwy. Szczegółowy opis jego komplikacji przeczytać można tu.
Oryginalna rozmowa do obejrzenia/posłuchania (bez polskich napisów):
Tłumaczenie poniżej.
wstęp: To zaszczyt móc przedstawić wam następny panel. Myślę, że liczba osób, jaka się dziś pojawiła, świadczy o tym, jak duże jest zapotrzebowanie na takie rozmowy. Głosy takie jak ten są uciszane, ludzie nie chcą o tym słuchać, bo to dla nich niewygodna prawda. Ale myślę, że zgodzicie się ze mną, że takie głosy też są ważne, bo niosą ze sobą nadzieję i pomogą w obaleniu tego całego przemysłu. To są głosy ludzi, którzy zostali między innymi okłamani i skrzywdzeni. Zatem z największą przyjemnością przedstawiam wam: oto James Esses i Ritchie Herron.
James Esses: To największy zaszczyt móc porozmawiać tutaj z Ritchiem i usłyszeć jego historię. Pod koniec zostawimy około 10 minut na pytania od publiczności, więc pomyślcie proszę, czy macie jakieś pytania lub komentarze. Ritchie, ja już znam Twoją historię, odkąd po raz pierwszy spotkaliśmy się w kwietniu tego roku. Jestem także zaangażowany w tę dziedzinę na co dzień. Ale i tak jestem głęboko poruszony, nawet do granicy łez, za każdym razem, kiedy słyszę o tym, co się tobie przydarzyło i jak bardzo cierpiałeś. Wzbudza to też we mnie gniew. Pomyślałem, że może chciałbyś opowiedzieć tę historię własnymi słowami, przekazać naszej widowni, co takiego się stało i co spowodowało, że jesteś tutaj z nami dzisiaj.
Ritchie Herron: Dziękuję ci, James, za te miłe słowa. Cześć wszystkim, bardzo się cieszę, że was tu widzę. Zacząłem medyczną tranzycję w wieku 26 lat. Urodziłem się jako mężczyzna, w zasadzie to jestem i zawsze byłem mężczyzną. Nigdy nie stałem się kobietą, pomimo kłamstw, jakie mi opowiadano, nawet po operacji, którą przeszedłem w wieku 30 lat. Nie byłem dzieckiem w trakcie tranzycji, byłem osobą dorosłą, ale wrażliwą. Takie osoby jak ja są często pomijane w tych dyskusjach, a tak nie powinno być. To, że ktoś skończył 18 lat, nie oznacza, że nagle wszystko u niego jest dobrze i potrafi on podejmować same właściwe, racjonalne decyzje. Ja miałem poważne problemy psychiczne i nigdy tego nie ukrywałem. W przeciwieństwie do wielu rówieśników, którzy uważali, że muszą kłamać u lekarzy, ja myślałem, że to mi pomoże i powiedziałem im wszystko. Tymczasem oni mi to odpłacili najgorszą zdradą, jakiej mogli się dopuścić. Nawet nie jestem już wściekły. Teraz jestem asertywny i pewien siebie, bo wiem, że to już finalny etap tej walki.
JE:Widziałem na Twitterze parę tygodni temu, że opublikowałeś list od swojego dawnego psychiatry. Chciałbym przeczytać parę cytatów z niego i zapytać, co o tym sądzisz. Ten psychiatra zaczyna od słowa “niestety” i pisze, że masz “[ze względu na wpływ] innych [pacjentów] masz negatywne podejście do operacji”, że musisz spojrzeć na całokształt. Pisze też, że jesteś “idealnym kandydatem do tej operacji”. Na koniec psychiatra zapewnia, że “ona się na pewno lepiej poczuje sama ze sobą”. Chciałbym zapytać, jak na to patrzysz z perspektywy czasu i po tym wszystkim, co przeszedłeś.
RH: Ja chciałbym wiedzieć, kto tak naprawdę jest idealnym kandydatem na operację zmiany płci. W tamtym momencie brałem hormony dopiero od paru miesięcy, ledwo zaczynałem ten cały proces. To nie jest tak, że ja przeszedłem przez operację i pożałowałem tego. Od momentu, kiedy przyszedłem do kliniki gender, byłem cały czas napastowany pytaniami, czy chcę poddać się tej operacji. Wiele razy mówiłem, że nie, bo byłem pewien, że tego nie chcę. W tamtym czasie również chodziłem na terapię gender prowadzoną przez terapeutę gender w klinice gender; wiadomo, jaka ideologia tam panowała. Wszystko, co odczuwałem, łącznie z wątpliwościami, było przypisywane zinternalizowanej transfobii. Trzeba zrozumieć, jaką to ma moc, kiedy zarówno społeczność, jak i specjaliści cały czas powtarzają, że człowiek potrzebuje tej operacji i że się idealnie do niej nadaje. “To cię naprawi, to ci pomoże”. Takie hasła kierowane do wrażliwej osoby, mającej między innymi problem z nadużywaniem substancji oraz zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, trafiają na podatny grunt. To jest nieodpowiedzialne! I to jest jeden z powodów, dla których jestem tak zaangażowany w nagłaśnianie tej sprawy. Przypominam, to dotyczy też dorosłych. Jest to przestępstwo, kiedy dzieje się to dzieciom, ale dorosłych też to może spotkać. Nie możemy się zatrzymać przy 18latkach i uznać, że skoro są już pełnoletni, to mogą robić, co tylko chcą. Musimy chronić również dorosłych.
JE: Nie mógłbym się bardziej zgodzić. Wygląda na to, że ci specjaliści zdrowia psychicznego, których niestety spotkałeś na swojej drodze, kompletnie zignorowali podstawy opieki nad pacjentem. Przysięga Hipokratesa przecież mówi, żeby przede wszystkim nie szkodzić, a oni krzywdzą ludzi, co jest niewybaczalne. Czy możesz opowiedzieć nam o tym, z czym dzisiaj się mierzysz i jakie są konsekwencje tej operacji?
RH: Określenie “operacja” czy “operacja dołu” jest bardzo delikatne. To była inwersja penisa z przeszczepem skóry z moszny. Oznacza to, że usunięto moje jądra, wywrócono członka na drugą stronę[1], wywiercono otwór w miednicy i przesunięto prostatę do przodu. Prawie się wykrwawiłem w trakcie tej operacji, straciłem bardzo dużo krwi i potrzebowałem transfuzji, którą otrzymałem dopiero jakieś pięć dni później, bo oni czekali, aż może samo mi się poprawi. Dostałem infekcji, a ze szpitala wyszedłem z bardzo wąską cewką moczową. W wyniku operacji ułożenie ujścia cewki moczowej ulega zmianie. To tak, jakby wziąć słomkę i ją zgiąć, przepływ będzie zmniejszony. Przez pierwsze 6 miesięcy po operacji ból był koszmarny, najgorszy, jakiego kiedykolwiek doświadczyłem. Miałem później dwie operacje rewizyjne. Jedna miejscowa bez uśpienia i druga, parę miesięcy później, w znieczuleniu ogólnym. Niestety te problemy spowodowały u mnie nietrzymanie moczu i przewlekły ból. W tym obszarze nie mam żadnych odczuć poza bólem, to tak, jakby mnie ktoś cały czas torturował. Muszę używać rozszerzaczy, co boli, jakby to była jakaś kara. Nie mogę pozwolić na zamknięcie tej przestrzeni, ponieważ mogą wtedy powstać niebezpieczne infekcje. Okazuje się, że naukowcy znajdują zupełnie nowe rodzaje bakterii w takich neo-pochwach! To jest przerażające. Przez to wszystko spada pewność siebie, chociaż ja staram się tym zbyt nie przejmować. Korzystam z męskich przymierzalni i przebieralni. Ale nie mogę cofnąć tego, co się stało. Nie wierzcie, że wszystko jest odwracalne, bo nie jest! Jeśli kobieta przejdzie mastektomię, to mówią jej, że w razie czego może sobie wstawić implanty piersi. Ale przecież nie odzyska swoich własnych piersi! To skandal, co oni wmawiają ludziom. Te procedury to wyrafinowane okaleczanie. Do tego dochodzi jeszcze aspekt psychiczny. Za każdym razem, kiedy się przebieram, idę do toalety lub pod prysznic, przypominam sobie o tym wszystkim. Nieważne, jak dobry humor mam, zawsze zostaje on zepsuty przez ten widok.
JE: Podczas gdy ty opowiadasz o tych horrorach, wiele organizacji typu Mermaids czy Stonewall właśnie promuje poddawanie się takim procedurom. Widziałem, jak Snapchat i Pink News razem stworzyły projekt o nazwie “Czysta trans radość (Pure Trans Joy)” i pokazywały zdjęcia młodych dziewczyn po mastektomii jako przykłady euforii. Jedna z osób zatrudnionych w Pink News mówiła też, że żałowanie przejścia tranzycji to jak żałowanie, że się pofarbowało włosy na blond. Sam też widziałem, ja niektórzy twierdzą, że usunięcie piersi to nie jest nic wielkiego, bo przecież można potem wstawić implanty, jeśli się zmieni zdanie. Właśnie z tym walczymy, z tą gloryfikacją tranzycji, której narracja jest sprzeczna z tym, czego ty doświadczyłeś. Jest to odrażające i haniebne.
RH: Jest to po prostu zbrodnia.
JE: Teraz porozmawiajmy o tym, jak ta ideologia się rozprzestrzenia i zaraża ludzi, zwłaszcza młodych. Mówią nam, że mamy świętować, kiedy młodzi ogłaszają, że są trans. Organizacja Mermaids nawet głosi, że takie coming outy czynią świat lepszym miejscem. Wiem, że ty byłeś w różnych internetowych społecznościach w czasie tranzycji. Jak to wspominasz, jakie osoby tam spotykałeś, jaka panowała narracja?
RH: Są tam ludzie, którzy od dawna próbują sobie radzić z przeróżnymi problemami. Nie chcę się rozwodzić na ten temat, ale według mnie są to osoby motywowane wysokim popędem seksualnym, które patrzą na młodych mężczyzn jak na cele same w sobie, ale również zachęcają ich do tranzycji. Chcą widzieć zdjęcia, bardzo im się podoba, kiedy młody mężczyzna nabiera kobiecych cech. Mocno przekonują do przejścia tranzycji. Ja tam trafiłem w momencie, kiedy moja samoocena była już bardzo niska po wielu latach różnych problemów psychicznych i czułem się jak bóg albo bogini. Mówili mi, jak świetnie wyglądam, to trafiało do mojego ego. Nie uważam, żeby wszyscy z tych ludzi byli źli, wielu z nich było w podobnej sytuacji jak ja. Ale z pewnością były tam jednostki, które wykorzystywały nie tylko mnie, ale też innych młodych mężczyzn. To się rozprzestrzenia, częścią tego są też inne społeczności internetowe, chociażby takie, gdzie niepełnoletni mogą otrzymywać hormony dostarczone do ich domu. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że jak ktoś dorosły zapewnia dziecku hormony, to buduje zaufanie i później oczekuje wieści o tym, czy jest jakiś progres w tranzycji. A to oznacza wysyłanie zdjęć ciała dziecka właśnie do tej osoby dorosłej. Niestety wielu młodych mężczyzn i chłopców znalazło się w takiej sytuacji, gdzie wysyłali swoje intymne zdjęcia do starszych mężczyzn. To nie są kobiety w średnim wieku wykorzystujące innych, to są właśnie mężczyźni.
JE: Przeraża mnie to, że byłeś już dorosły w trakcie podejmowania tych wszystkich decyzji o tranzycji, a jesteś z pewnością osobą bardzo inteligentną, która wyraża się bardzo konkretnie. A skoro taka osoba jak ty mogła wpaść w tę pułapkę i zostać skrzywdzona, to czy jest jakakolwiek nadzieja dla wrażliwych dzieci?
RH: Tu nie chodzi o poziom inteligencji. Chodzi o emocje. Jeśli chciałbyś dyskutować na te tematy ze mną dwa czy trzy lata temu, ja bym to wszystko pokierował tak, żeby wyszło, że ja mam rację, a ty jesteś uprzedzonym fanatykiem. Taka była narracja w czasie, kiedy się identyfikowałem jako trans: ja mam zawsze rację, a ty nie masz.
JE: Rzeczywiście, inteligencja i umiejętność wysłowienia się nie wystarczają, żeby się przed tym wszystkim uratować. Ale skoro dorośli mogą w to wpaść, mimo całego swojego doświadczenia życiowego, to w takim razie co z dziećmi? Znajdujemy się w absurdalnej sytuacji, gdzie dziecko nie może iść do kiosku i kupić zdrapki, ale może wyrazić zgodę na nieodwracalne procedury medyczne.
RH: To nie dzieci się na to zgadzają, tylko ich rodzice.
JE: Patrząc na swoje doświadczenie i konsekwencje tego, co się stało, na kim według ciebie spoczywa odpowiedzialność za to wszystko?
RH: Myślę, że pewna odpowiedzialność spoczywa na mnie, jeśli chodzi o szerzenie świadomości. Nie będę mówił, że to wszystko moja wina, a bycie trans jest wspaniałe, operacje afirmujące tożsamość płciową są piękne i że odcinam się od swojego własnego doświadczenia, żeby nie wpłynęło negatywnie na moją opinię. Powiem za to, że mamy poważny problem. Ludzie wpadają w ten cały przemysł, popełniają samobójstwa, za co później są czczeni jako męczennicy. Żal i rozczarowanie powodują dużo tragedii. Przecież gdyby bycie trans było takie wspaniałe, nie istniałby Dzień Pamięci O Osobach Trans (Trans Day of Remeberance). Ale mamy sytuację, w której ludzie poddają się tym procedurom i później dopiero zdają sobie sprawę, że zostali oszukani albo nie otrzymali wyczerpujących informacji na ten temat. A kiedy żałują tego i dzielą się tym z innymi, to słyszą, że to ich wina, bo trzeba było się bardziej wyedukować, trzeba było wybrać innego chirurga… Nie ma tu pozwolenia na odczuwanie żalu. Za to, jeśli ktoś jest zadowolony z efektów operacji, to może zostać gwiazdą tego środowiska.
Myślę więc, że moja osobista odpowiedzialność polega na tym, żebym przyznał, że popełniłem wielki błąd, co nie oznacza, że mam siedzieć cicho, podczas gdy wszyscy będą mnie o to obwiniali. A co z odpowiedzialnością tych, którzy mi to umożliwili? Co z politykami, co z lekarzami, co z psychiatrami, którzy też odpowiadają za to wszystko? Zawsze to powtarzam: to nie ja napisałem sobie te opinie lekarskie, to nie ja trzymałem skalpel. To już nie jest moja odpowiedzialność.
JE: Rozumiem. Owszem, to były twoje decyzje, ale nikt nie powinien był ci pozwolić na podjęcie ich. Wróćmy do tematu terapii, wspomnieliśmy już o przysiędze Hipokratesa. Dysforia płciowa jest zaburzeniem zdrowia psychicznego, to jest oczywiste. A jednak druga strona tej dyskusji twierdzi, że nie można traktować bycia trans jako choroby czy zaburzenia, równocześnie domagając się dostępu do leczenia hormonami czy operacji. Wiemy też, że jest nacisk na prowadzenie terapii afirmującej tożsamość płciową. Jest to jedyne zaburzenie, które ma być leczone terapią afirmującą. Czy uważasz, że terapia powinna być obowiązkowa przed rozpoczęciem medycznej tranzycji?
RH: Przede wszystkim uważam, że prowadzenie terapii powinno być uregulowane prawnie. W tej chwili mamy problem z tym, że terapię mogą prowadzić ludzie z niewielkimi kwalifikacjami po paru kursach, którzy nagle stają się terapeutami gender. Taki terapeuta nie robi nic poza potakiwaniem w odpowiedzi na to, co powie jego klient. To bardzo proste i każdy może się tym zająć. Trudne natomiast jest krytycznym, a jednocześnie uprzejmym. Nie uważam, żeby terapia była lekiem na całe zło. Potrzebujemy raczej podejścia holistycznego, patrzącego na całokształt czynników, jakie powodują, że ktoś decyduje się na tranzycję. Może to być zinternalizowana homofobia, może to być skutek prześladowania, mogą to być także PTSD lub zaburzenia lękowe… Oczywiście nie wszystko da się naprawić terapią. Nie wiem, jakie by było idealne rozwiązanie, ale wiem, że to, co jest stosowane dzisiaj, nie działa. Cały ten system jest nieprawidłowy, należy go obalić i zbudować od nowa z wykorzystaniem podejścia holistycznego, które skupia się na całości, a nie na jednym wybranym problemie. Trzeba też podchodzić indywidualnie do każdego pacjenta, bo jedni będą potrzebowali więcej czasu w terapii, a inni mniej.
JE: Zgadzam się, jedną z zasad terapii jest to, żeby nie zakładać efektu końcowego jeszcze przed rozpoczęciem leczenia. Zauważam też, że dysforia jest traktowana jako jednostka sama w sobie, zamiast być postrzegana jako symptom większego problemu. Sam wspominałeś też o tych chorobach współistniejących.
RH: Tak, też tego doświadczyłem. Jakieś trzy miesiące po mojej operacji udałem się z powrotem do kliniki gender i powiedziałem mojemu terapeucie, że uważam, że popełniłem straszny błąd. On odpowiedział, że to nieprawda. Tydzień później powiedziałem mu to samo, a on znowu, że to nieprawda. Zapytany, dlaczego tak uważa, powiedział, że to wszystko przez moje zaburzenie obsesyjno-kompulsywne oraz przez znieczulenie w trakcie operacji. Uważał, że uczucie żalu po operacji było po prostu objawem mojego zaburzenia. Ale jakoś nikt wcześniej nie uznał, że moje bycie trans mogło być objawem tego samego zaburzenia! Bardzo wybiórczo przypisywano objawy do zaburzeń. Wtedy mój żal przerodził się w gniew. Od samego początku oni wiedzieli, że cierpię na zaburzenie obsesyjno-kompulsywne i że moje obsesje są silne. Ale nikt wtedy nie łączył tego z moim byciem trans. Dopiero później mój żal był tłumaczony właśnie tym zaburzeniem, tak jakbym nie mógł naprawdę żałować tego potwornego doświadczenia. Z pewnością każdy z was niezależnie od płci nie chciałby obudzić się któregoś dnia bez genitaliów.
JE: Myślę, że ten przykład dobrze obrazuje działanie ideologii, jaka przejęła władzę nad tym polem. Kiedy się przyjdzie do terapeuty i powie się, że jest się trans, to terapeuta będzie potakiwał, a parę lat później, jak się przyzna, że to był błąd, to terapeuta będzie zaprzeczał.
RH: Dokładnie tak to działa.
JE: Teraz porozmawiajmy może o związku orientacji seksualnej z tożsamością płciową. Widzimy, że te dwie kwestie często są ze sobą mieszane. Zakaz terapii konwersyjnej miał na początku dotyczyć zarówno orientacji, jak i tożsamości płciowej. Wiemy, że wśród osób trans jest wysoki odsetek osób homoseksualnych. Co ty o tym myślisz i jakie masz zdanie na temat zinternalizowanej homofobii?
RH: Zinternalizowana homofobia rzeczywiście istnieje i można zbadać, dlaczego ktoś może ją odczuwać. Natomiast orientacja seksualna oraz tożsamość płciowa są ze sobą powiązane. Osoby trans są silnie motywowane popędami seksualnymi i to widać. Nie wierzę w to, że bycie trans nie ma nic wspólnego z orientacją. Przecież jednym z powodów, dla których chciałem zmienić płeć, była moja niechęć do bycia homoseksualnym mężczyzną. Nawet powiedziałem terapeutce, że nie potrafię sobie wyobrazić sobie siebie jako mężczyznę w związku z drugim mężczyzną, ale za to mógłbym być kobietą w związku z mężczyzną. A ona stwierdziła, że tak, to ma sens i że to po prostu oznaka tego, że jestem trans. Nie pomyślała o tym, że to może być spowodowane moją niechęcią do siebie czy silną homofobią, jakiej doświadczałem w szkole czy rodzinie, dorastając w północno-wschodniej części Wielkiej Brytanii, która nie jest zbyt tolerancyjna.
JE: Widziałem, jak Keir Starmer [przewodniczący Partii Pracy] wygłaszał mowę na rozdaniu nagród Pink News, organizacji znanej oczywiście ze wszystkiego, tylko nie rzetelności dziennikarskiej. Powiedział, że jeśli Partia Pracy dostanie się do rządu, to będzie walczyć o zakaz terapii konwersyjnej, również dotyczącej tożsamości płciowej. Ale, ironicznie, obecny system właśnie wspiera pewien rodzaj terapii konwersyjnej, w której osoby homoseksualne mają się stać heteroseksualne poprzez zmianę płci. Co sądzisz o nonkonformizmie płciowym? Bo przez moment wyglądało na to, że odejdziemy od sztywnych stereotypów płciowych, a teraz znowu je wzmacniamy. Na Twitterze widziałem, jak niektóre trans-kobiety opisują, co oznacza dla nich kobiecość i skąd wiedziały, że są kobietami. Przykładowo jest to: noszenie kolczyków, studiowanie sztuki… Może być też, cytując dosłownie, “przebieranie się za seksownego kociaka”. Jak myślisz, co się tutaj dzieje? Czy my naprawdę wracamy do tych szkodliwych i niebezpiecznych stereotypów?
RH: Tak, zdecydowanie. Najlepiej to było w latach 80’ i 90’. Pewien polityk z Sheffield[2], albo ktoś próbujący być politykiem, miał wtedy rację, mówiąc, że to nie są ubrania męskie czy damskie, to są jego ubrania i tyle. Nonkonformizm płciowy ma sens wtedy, kiedy ktoś nie zgadza się na stereotypy płciowe, może odczuwa pociąg do tej samej płci i widząc, że potencjalnych partnerów interesują cechy płci przeciwnej, sam przybiera takie cechy. Nonkonformizm płciowy jest właśnie powiązany z orientacją seksualną. Ja uważam, że każdy ma prawo nosić na przykład kolczyki i nie trzeba przypisywać płci do ubrań.
JE: Zgadzam się z tobą, też uważam, że każdy może studiować co chce, ubierać się jak chce i mówić, jak chce. Nie ma w tym nic złego i nie zmienia to niczyjej płci. Nie ma znaczenia, jak bardzo ktoś się upodobni do płci przeciwnej.
RH: Chyba, że ktoś chce być kociakiem.
JE: Wspomnę o organizacji Mermaids, wobec której od dawna pojawiały się zarzuty co do bezpieczeństwa i ochrony, a dopiero teraz media i politycy zaczęli się tym interesować. Chodzi o na przykład bindery spłaszczające klatkę piersiową przekazywane dzieciom bez wiedzy rodziców, podcasty promujące separację dzieci od rodziców i szerzące fałszywe informacje czy przyspieszony proces wysyłania młodych ludzi do lekarzy zajmujących się afirmacją tożsamości płciowej… Jak myślisz, co się powinno stać z tą organizacją i ludźmi, którzy są z nią powiązani?
RH: Na pewno wszyscy już znamy odpowiedź na to pytanie.
JE: A co z edukacją? W ciągu ostatnich lat nastąpiła znaczna zmiana i coraz więcej materiałów dla dzieci głosi, że na przykład lekarze zgadują płeć dziecka przy urodzeniu i mogą się pomylić. Są też próby napisania historii na nowo, widziałem podręczniki sugerujące, że Joanna d’Arc była tran. Co możemy zrobić z tą ideologią?
RH: Postawmy sprawę jasno: okrutnym jest mówienie dojrzewającym dzieciom, że uczucie dyskomfortu związanego z własnym ciałem jest oznaką bycia trans. Każde dziecko w pewnym momencie będzie odczuwało ten dyskomfort. Nie jestem żadnym ekspertem od edukacji, na pewno są ludzie, którzy będą lepiej umieli odpowiedzieć na to pytanie. Uważam natomiast, że każda ideologia wprowadzona gdziekolwiek, zwłaszcza w szkołach, zatruwa myślenie i powoduje, że ludzie nagle myślą, że coś jest dobre i pożyteczne, kiedy tak naprawdę jest szkodliwe do czasu, kiedy jest już za późno na odwrócenie szkód. Spodziewam się, że w ciągu paru następnych lat zobaczymy znaczną zmianę w podejściu szkół do tego tematu. Niektóre z tych treści mogą być przydatne, natomiast większość z nich jest po prostu szkodliwa.
JE: Powoduje to też niepewność młodych ludzi. Rozmawiałem ostatnio z pewną matką, której córka opowiadała o ideologii gender, jaką miała przedstawioną w szkole. Matka próbowała wytłumaczyć córce, że wiele z tych informacji było po prostu nieprawdziwych, ale ta szczerze i naiwnie stwierdziła, że przecież to musi być prawda, skoro tak powiedział nauczyciel. To jest właśnie ta niepewność, te tortury mentalne powodujące mętlik w głowach młodych ludzi, którzy nie wiedzą, komu mają wierzyć i ufać.
RH: Wiesz, ja to akurat nigdy nie słuchałem nauczycieli.
JE: Powiedz teraz, jak to jest być po detranzycji. Nasze społeczeństwo ma obsesję na punkcie etykiet, czasami są one pomocne, czasami wręcz przeciwnie. Jak to jest być kimś po detranzycji, zwłaszcza występując jako reprezentant tej grupy?
RH: Uważam, że nie możemy ludziom mówić, że detranzycja jest taka łatwa, bo wystarczy tylko brać inne hormony, przejść operacje odwracające skutki poprzednich procedur i wszystko będzie jak przedtem. To nie jest możliwe. Taka narracja opiera się na koncepcji, że estrogen to dla kobiet, testosteron to dla mężczyzn, więc żeby być mężczyzną, trzeba mieć wysoki poziom testosteronu i nic innego nie ma znaczenia, a żeby być kobietą, wystarczy wysoki poziom estrogenu. W rzeczywistości to nie jest takie proste. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni mają obydwa z tych hormonów. Detranzycja jest przedstawiana jako szereg procedur przywracających pierwotny stan ciała, ten sprzed tranzycji. Ale to niemożliwe, nie ma powrotu do tego, co było wcześniej. Detranzycja to porzucenie wiary w możliwość zmiany płci. Nie da się zmienić płci, taka jest prawda. I nie ma znaczenia, co mi kto powie i jak mnie nazwie, nie robi to na mnie żadnego wrażenia. Ich opinia nie liczy się dla mnie. Gdybyś ty mi powiedział coś przykrego, to bym się zastanawiał, dlaczego i o co chodzi, bo ciebie szanuję, tak samo, gdyby Julie Bindel albo Sinead Watson mi coś takiego powiedziały. Liczą się opinie osób, które szanujemy, a nie jakichś przypadkowych ludzi.
JE: Z tym łączy się temat wolnej mowy. Kultura anulowania [cancel culture] szaleje, obydwaj już jej doświadczyliśmy. Występowanie w tych dyskusjach pod własnym nazwiskiem i bez ukrywania wizerunku zawsze jest ryzykowne. Spotkaliśmy się po raz pierwszy jeszcze w czasie, kiedy występowałeś anonimowo. Skąd wzięła się ta odwaga, żeby się ujawnić?
RH: Od waszego wsparcia. Dziękuję wam za to, bez was nie byłbym teraz w tym miejscu.
JE: Czy żałujesz tego ujawnienia się i opowiedzenia swojej historii?
RH: Nie. Żałować mogę zjedzenia chińskiego dania na wynos. Ja odczuwam bardziej żałobę i gniew, czuję się zdradzony. Żeby żałować, musiałbym być w pełni odpowiedzialny za to, co się stało, a tak nie jest. Żal nie jest odpowiednim słowem, bardziej pasuje właśnie żałoba po tym, co się straciło i czego się nie odzyska oraz poczucie bycia zdradzonym przez własnych rodziców czy społeczność. Kiedy ktoś mówi otwarcie o tym, że rezygnuje z tranzycji, od razu jest wyśmiewany i słyszy, że to wszystko jego wina, bo trzeba było się bardziej wyedukować, co jest sprzeczne z wizerunkiem, jaki ta społeczność próbuje dla siebie tworzyć. Określenie “żal” jest właśnie stosowane w celu przeniesienia odpowiedzialności ze specjalistów na jednostki, które przeszły tranzycję. Ludzie uważają, że podpisanie formularza świadomej zgody ma chronić lekarza, a tymczasem to powinno chronić pacjenta.
JE: Myślę, że to dobry sposób postrzegania tego problemu. Mimo, że ja i ty mieliśmy zupełnie odmienne doświadczenia, to uważam, że nadzieja dla nas obu jest taka sama: że z tego wszystkiego wyjdzie coś dobrego. Chociaż ja żałuję akurat jednej rzeczy: że uwierzyłem fotografowi z Daily Mail, kiedy powiedział, że fajne zdjęcie wyjdzie, jak zapozuję przy drzewie…
RH: Też miałem taką sytuację, wyglądałem na zdjęciu jak jakieś dziecko zagubione w lesie.
JE: Zastanawiam się nad tym, co przyniesie przyszłość. Dużo się zmieniło od zeszłorocznej konferencji, chociażby zwycięstwa Mai Forstater i Alison Bailey, widzieliśmy przychylne artykuły w mediach związane z tym tematem, centrum Tavistock zostało zamknięte i mam nadzieję, że taki sam los czeka organizację Mermaids… Co tobie daje nadzieję na lepszą przyszłość?
RH: Wszystko to, co właśnie wymieniłeś.
JE: Dziękuję ci za rozmowę. Zostało nam trochę czasu na pytania od publiczności, czy ktoś się zgłasza? Proszę, pan w pierwszym rzędzie.
pytanie 1: Cześć, mnie ciekawi to, co może wyjść przy zastosowaniu terapii eksploracyjnej, o ile kiedykolwiek zostanie wprowadzona. Zastanawiam się, na ile te problemy mogą być powodowane przez wykorzystywanie w dzieciństwie czy złe środowisko domowe. Ja sam dorastałem w domu, gdzie mój ojciec był praktycznie nieobecny, a ja uwielbiałem matkę i starszą siostrę. Nie mogłem jednak znaleźć żadnych badań na ten temat, czy wiesz może coś o tym? I jeśli nie masz nic przeciwko, czy mógłbyś powiedzieć, skąd wzięła się u ciebie dysforia?
RH: Wiem, że niektórzy zalecają przejście terapii eksploracyjnej, bo polega ona na odkryciu wszystkich problemów, jakie mogą istnieć i które mogą być postrzegane jako symptomy dysforii. Ja na przykład lubiłem tańczyć i śpiewać, miałem stereotypowo kobiece cechy i zachowania, ale czułem się z tym źle. Tłumaczone to było właśnie dysforią i tym, że tak naprawdę byłem dziewczynką, a nie chłopcem. Myślę, że terapia eksploracyjna byłaby lepszym rozwiązaniem. Na szczęście w Wielkiej Brytanii nie mamy jeszcze konkretnych restrykcji zakazujących tak zwanej terapii konwersyjnej, ale już w Stanach nie można tego robić. U nas mamy jeszcze szansę i terapia eksploracyjna, z tego co słyszałem, naprawdę pomaga przy dysforii płciowej.
JE: Tak, też tak myślę. Przede wszystkim mamy za mało danych w tej dziedzinie, ale istniejące już badania pokazują korelację między byciem trans a tym, o czym wspominaliśmy: traumą, doświadczeniem przemocy, zinternalizowaną homofobią, autyzmem… Orientacja seksualna też jest z tym związana. Potrzebujemy więcej danych na ten temat. Według mnie dysforia może być objawem większych problemów, z jakimi mierzą się młodzi ludzie. Dorastanie nie jest łatwe. Kiedy rozmawiałem z dziećmi w Childline, proponowałem im pewien eksperyment myślowy. Jak mówiły, że chcą przejść tranzycję, ja im sugerowałem, żeby wyobraziły sobie siebie za parę lat, już po tranzycji medycznej i operacjach i zastanowiły się, czy wtedy byłyby szczęśliwe. I prawie każde z nich znajdowało wtedy parę innych rzeczy, przez które nadal byłyby nieszczęśliwe. To pomagało im uświadomić, że dysforia nie była głównym problemem, tylko objawem czegoś innego. Tak jak wspomniał Ritchie, to zupełnie normalne, że młodzi ludzie odczuwają dyskomfort związany z dojrzewaniem i zmianami zachodzącymi w ich ciałach. To wszystko jest nowe, niewygodne, niepewne. Powinniśmy im wtedy mówić, że to przejdzie, że wszystko będzie dobrze, a nie, że mogą zatrzymać proces dojrzewania, jeśli mają na to ochotę.
RH: Tak, zgadzam się.
JE: Teraz pytanie od pani siedzącej z tyłu sali.
pytanie 2: Dziękuję wam obu za tę poruszającą rozmowę, zwłaszcza tobie, Ritchie. Myślę, że wszyscy się zgodzą, że słowa używane w Internecie do określania osób trans, czyli piękni i oszałamiający, zwykle zupełnie nie pasują, ale słuchając ciebie, uważam, że twoja odwaga jest godna podziwu. Dziękujemy. Ja chciałabym zapytać, czy uważasz, że są jakiekolwiek argumenty, które mogłyby trafić do osób zaślepionych ideologią gender? Ja czasami rozmawiam z ludźmi, którzy to wspierają lub w tym tkwią i zastanawiam się, czy da się do nich jakkolwiek dotrzeć. Czy myślisz, że cokolwiek może zadziałać?
RH: To dobre pytanie. Myślę, że trzeba uważać na intelektualizację takich dyskusji, zwłaszcza przy ograniczaniu języka, jakim wolno się posługiwać. Lepiej skupić się na emocjach osób, z którymi się rozmawia. Czy kieruje nimi gniew, rozpacz, a może radość? Nie można na nich naskakiwać z gotowymi, sprytnymi tekstami, bo to ich nastawia negatywnie. Zamiast tego trzeba podejść z empatią, jak człowiek do człowieka. Trzeba pamiętać o tym, co odczuwają i skąd to się bierze. Wymądrzanie się obydwu stron do niczego nie doprowadzi.
JE: Jeszcze jedno pytanie, proszę.
kobieta: Dziękuję LBG Alliance za zorganizowanie tej konferencji. Przyjechałam tu z Hiszpanii, gdzie mierzymy się z podobnym problemem, nasz rząd mocno nalega na wprowadzenie możliwości samodecydowania o zmianie płci i też planuje zakazanie tak zwanej terapii konwersyjnej. Z jednej strony rozmawiamy o tym, że dysforia jest zaburzeniem psychicznym, a z drugiej strony WHO usunęło dysforię z listy zaburzeń psychicznych i przeniosło ją do kategorii zdrowia seksualnego. To daje im podstawę do uważania jakiejkolwiek terapii za konwersyjną, bo w tych warunkach jest to leczenie kogoś, kto teoretycznie nie ma zaburzenia. Podpinają się pod działania na rzecz osób homoseksualnych, a przecież to zupełnie różne rzeczy. Homoseksualizm nie jest chorobą i od dawna nie znajduje się na liście chorób i zaburzeń. Dysforia została zupełnie inaczej nazwana, teraz to niezgodność albo niespójność, ale póki dalej jest opisana w ICD, wszystkie procedury afirmacji tożsamości płciowej dalej mogą być fundowane przez państwa. To jest sprawa natury politycznej. Jak myślisz, co możemy z tym zrobić, jak naprawdę możemy pomóc ludziom?
RH: Musimy walczyć z organizacjami, które utrzymują ten system. Zamiast skupiać się na chociażby WHO, spójrzmy na lekarzy, którzy przepisują hormony. Musimy przejąć kontrolę i nie dawać się wciągać w ich gierki.
JE: Ritchie, słuchając tego wszystkiego, na koniec chciałbym powiedzieć jedno: bardzo cię szanuję i uważam, że twoja postawa jest godna naśladowania.
RH: Dziękuję.
tłumaczenie: Kobaltowa Królewna
[1] Operacja waginoplastyki, przez którą przeszedł Richie polega na (między innymi) usunięcia ciała jamistego prącia (wewnętrznej tkanki penisa) i użyciu skóry prącia w celu stworzenia wewnętrznych ścian neo-pochwy. W czasie tego zabiegu penis jest w pewien sposób wywracany na druga stronę, wciskany do wnętrza jamy miednicy (stąd potem Richie mówi o wierceniu dziur w miednicy)
[2] Mowa to o Eddiem Izzardzie, brytyjskim komiku i, ostaniu, polityku, który obecnie robi karierę na byciu trans-kobietą, usiłując startować do wyborów jako kobieta. Na wczesnym etapie tranzycji (kiedy wielu myślało, że noszenie kobiecych ubrań przez Eddiego jest żartem, Eddie odpowiedział, że to nie są kobiece ubrania, ale jego własne ubrania, za które zapłacił.