Dzień dobry,
Witam w nie wiem już w którym odcinku streszczeń WOKiEm, chyba w dwudziestym streszczeniu, no ale ostatnio doszły jeszcze nagrania z pokojów na X, więc nie wiem, dwudziestym którymś odcinku.
Dziś, zgodnie z zapowiedzią, streszczę najnowszą książkę Douglasa Murraya zatytułowaną "On Democracies and Death Cults", czyli „Do demokracjach i kultach śmierci”.
Zakładam, że autora streszczanej książki nikomu nie muszę przedstawiać. Jest autorem 8 książek, z których trzy: Przedziwna śmierć Europy, Wojna z Zachodem i Szaleństwo tłumów zostały przetłumaczone na język polski. Murray jest Brytyjczykiem i oprócz pisania książek zajmuje się dziennikarstwem oraz jest komentatorem politycznym.
„On Democracies and Death Cults” jest, na pierwszy rzut oka, reportażem z Izraela po ataku Hamasu z 7 października 2023 roku, ale, co ważniejsze – i co skłoniło mnie do streszczenia tek książki – jest przede wszystkim bardzo celną analizą fundamentalnych różnic światopoglądowych pomiędzy cywilizacją Zachodu i samobójczym islamizmem, z jednoczesnym opisaniem tego, jak, dlaczego i z jakim skutkiem, samobójczy islamizm, tytułowy kult śmierci, wpływa współcześnie na wojny kulturowe na Zachodzie.
Uważam, że bez względu na to, jaką macie opinię o Izraelu, wnioski, które wyciąga Murray w swojej książce są ważne i warte rozważenia i mam nadzieję, że uda mi się je trafnie podsumować.
Tak więc, jeśli temat wydaje się wam interesujący, zapraszam na streszczenie książki "On Democracies and Death Cults", autorstwa Douglasa Murraya.
Murray zaczyna książkę od opisu wydarzeń z 7 października 2023 roku, kiedy to Hamas przeprowadził bezprecedensowy atak na Izrael. Zakładam, że wszystkim są znane te wydarzenia, więc podsumuję je tylko skrótowo: Tego dnia, podczas żydowskiego święta Simchat Torah, tysiące terrorystów z Gazy przedarło się przez granicę z Izraelem, dokonując masakry na południowych terytoriach Izraela, w tym na festiwalu Nova, gdzie zamordowano 364 osoby. Łącznie zginęło około 1200 osób, głównie cywilów, a 250 zostało uprowadzonych do Gazy. Atak obejmował strzelaniny, podpalenia, gwałty i dekapitacje i był nagrywany przez terrorystów oraz z dumą transmitowany na mediach społecznościowych. Biorąc pod uwagę liczbę ofiar i populację Izraela, która wynosi 9 milionów mieszkańców, Murray porównuje skalę ataku do piętnastokrotności zamachów z 11 września 2001r – tych ataków Al. Kaidy na World Trade Centre i Pentagon. Porównuje też reakcję świata na te dwa ataki, no ale o tym później.
Sporo czasu w książce autor poświęca zwykłym ludziom, obywatelom Izraela dotkniętym w ten czy inny sposób atakiem terrorystów. Opisuje te doświadczenia poprzez relacje świadków lub w nagrania na telefonach komórkowych – tak terrorystów jak i ich ofiar. Jedna z rozmów, która szczególnie zrobiła na mnie wrażenie, to rozmowa Murraya z Avidem z kibucu Be’eri, z którym Murray rozmawiał w szpitalu. Avid wprawdzie przeżył atak Hamasu, ale jego żona i 15 letni syn tego ataku nie przeżyli. Oboje umarli na jego oczach. Rodzina Avida w czasie ataku na kibuc Be’eri schroniła się w swego rodzaju schronie przeciwrakietowym, stanowiącym standardowe wyposażenie każdego domu, z tego co rozumiem, na wszystkich obszarach Izraela, które są regularnie ostrzeliwane przez Hamas i Hezbollach ze obszarów palestyńskich i z Libanu. Te schrony nazywają się mamad i są skonstruowane tak, aby chronić przed atakiem rakietowym z powietrza, ale nie przed fizycznym atakiem terrorystów. Dlatego nie mają one zamykanych na zamek drzwi ani zamkniętego systemu wentylacji, co w czasie ataku Hamasu było dużym problemem. Wiele z ofiar Hamasu albo nie znalazło schronienia w tych scronach, bo nie mogli zamknąć drzwi, albo w nich spłonęło, bo terroryści wrzucali do środka koktajle mołototowa, albo podpalali cały dom. Wrzucali też granaty. Oprócz absolutnie okropnych scen, które opisał Avid, wspominał on również wielokrotnie, że przez cały czas ataku powtarzał swojej rodzinie, że IDF – Izraelskie wojsko – przybędzie za kilka minut. Czego Avid był pewien, jak każdy Izraelczyk, przekonany, że rząd i wojsko Izraela, zgodnie z zasadami przyjętymi na samym początku założenia państwa Izrael, istnieje wyłącznie dlatego, aby bronić Żydów przed atakami różnej maści antysemitów.
Zarówno Avid, jak i wszystkie ofiary ataku Hamasu bardzo głęboko się zawiedli. Jednym z wątków, który przewija się przez całą książkę jest całkowita niekompetencja instytucji Izraela w przewidzeniu ataku, zapobieżeniu mu oraz zatrzymaniu go po tym, jak się rozpoczął.
Murray pisze, że sytuacja polityczna w Izraelu przed atakiem 7/10 nie wyglądała dobrze. Scena polityczna była bardzo podzielona i skłócona, co było wynikiem kontrowersyjnych reform sądownictwa, które wywołały masowe protesty i osłabiły gotowość armii. Niektórzy rezerwiści odmawiali służby, co mogło przyczynić się do słabej reakcji na atak. Jeden ze znajomych autora stwierdził nawet, co jest zacytowane w książce, że gdyby Hamas poczekał rok, to Izrael sam by się wykończył wewnętrznymi kłótniami. Poza tym, z powodów, których Murray nie wyjaśnia, liczne raporty o szczególnie nasilonej aktywności Hamasu przed atakiem zostały zignorowane przez służby bezpieczeństwa Izraela. Miało to śmiertelne skutki m.in. dla stacjonującego w bezie Nahal Oz kobiecego oddziału wywiadowczego. Ten oddział również wysyłał raporty o niepokojącej aktywności Hamasu. Te raporty również zostały olane. Podczas ataku 7 października 2023 roku ta baza została zaatakowana przez terrorystów. Atak, oczywiście, został nagrany przez terrorystów. Nagrania pokazują młode, kulące się w kącie izraelskiej bazy wojskowej kobiety. Wiele z tych kobiet zginęło lub zostało porwanych.
To, na co zwraca uwagę Murray to to, że czas ataku nie był aż tak trudny do przewidzenia. Murray pisze, że zarówno Hamas jak i Hezbollah uwielbiają rocznice i w przeszłości wiele ataków islamistów na Izrael miało miejsce w dniach jakichś tam rocznic i/lub żydowskich świąt. 50 lat przed atakiem w 2023, w 1973 roku wybuchła wojna Jom Kippur. Wtedy to Izrael został zaatakowany przez koalicję państw arabskich, na czele z Egiptem i Syrią. Atak celowo przeprowadzony był w najświętszym dniu w kalendarzu żydowskim, gdy wielu Izraelczyków pościło i się modliło. Atak miał na celu odzyskanie terytoriów (Synaj i Wzgórza Golan) zajętych przez Izrael podczas wojny sześciodniowej w 1967 roku.
W ogóle Murray dużo pisze o historii konfliktu izraelsko-palestyńskiego, zaczynając od decyzji ONZ z 1947 roku, która zatwierdziła plan podziału terytorium Mandatu Brytyjskiego na dwa państwa: żydowskie (Izrael) i palestyńskie. Wspomina, że państwa arabskie odrzuciły ten plan, postrzegając samą ideę powstania żydowskiego państwa jako „obrazę” i niemal od razu podjęły wysiłki, aby zniszczyć Izrael. Rozpoczęły się również wysiedlenie Żydów z krajów arabskich, takich jak Jemen, Iran, Irak czy Maroko. W miarę kolejnych konfliktów i wojen, zmiany przywódców oraz planów politycznych, pośród państw arabskich nastąpił pewien rozłam i kolejne kraje, jak Egipt czy Zjednoczone Emiraty odpuszczały sobie zniszczenie Izraela. Niemniej państwa takie jak Iran albo, na przykład, Katar nigdy nie odpuściły a po rewolucji Islamskiej w 1979 roku, docisnęły śruby, wspierając grupy takie jak Hamas i Hezbollah.
Autor wspomina również o całkowicie nieznanej mi wcześniej postaci, a mianowicie o panu który nazywał się Hajj Amin al-Husseini i był Wielkim Muftim Jerozolimy, za czasów III Rzeszy. Ten Hajj Amin al-Husseini znał się z Hitlerem, salutował mu Sieg Hail, towarzyszył w czasie przeglądu nazistowskich oddziałów i zaoferował Hitlerowi usługi swojego narodu, argumentując, że on i Hitler powinni być sojusznikami, ponieważ mają wspólnego wroga – Żydów. Oficjalne zapisy spotkanie al-Husseini’ego z Hitlerem pokazują, że Hitler zgodził się nie rościć sobie praw do ziem arabskich, pod warunkiem że al-Husseini pomoże w eksterminacji Żydów na Bliskim Wschodzie. W zamian al-Husseini był gotów pomóc w utworzeniu jednostki niemieckich Waffen-SS w regionie, której celem było „oczyszczenie Bliskiego Wschodu z Żydów”. Po śmierci Hitlera i upadku III Rzeszy al-Husseini jako jedyny nazista nie musiał się ukrywać w Argentynie czy gdzie tam, ale powrócił do Egiptu gdzie został przyjęty jako bohater. Jednym z witających go był Hassan Al-Banna, założyciel Bractwa Muzułmańskiego. Al-Husseini był tak wpływową postacią, że spokrewniony z nim Yasser Arafat – ten od Organizacji Wyzwolenia Palestyny i Pokojowej Nagrody Nobla – często powoływał się na to pokrewieństwo, żeby zdobyć punkty polityczne na Bliskim Wschodzie. Zresztą, Strefa Gazy jest jednym z bardzo nielicznych regionów świata, gdzie napisana przez Hitlera książka Mein Kampf jest znajdowana w każdej księgarni, w niemal każdym domu i regularnie czytana.
Tak więc, jak możecie sobie wyobrazić Izrael jest otoczony wrogo nastawionymi nacjami i w niemal ciągłym stanie konfliktu od… w zasadzie momentu jego założenia. To, co Murray pokazuje poprzez rozmowy z mieszkańcami regionów w pobliżu granicy Izraela z terytoriami Palestyńskimi i Libanem, to głęboką determinację mieszkańców tych regionów, którzy, pomimo dziesięcioleci ostrzału rakietowego, konfliktów i wojen, nie zamierzają opuścić swoich domów. Co, w sumie nie dziwi, zwłaszcza jeśli chodzi o Żydów, dla których Izrael jest jedynym miejscem na świecie, który mogą nazwać domem. Jak wspomniałam wcześniej, Izrael, w momencie powstania tego państwa, za główny cel wyznaczył sobie, aby być państwem, w którym Żydzi są bezpieczni i z którego nikt ich nie może wygonić. Stąd, np., do pamiętnego 7go listopada, IDF zawsze pojawiał się tam, gdzie życie obywateli Izraela było zagrożone. Tu mówię obywatele Izraela a nie Żydzi, bo od czasu powstania Izrael stał się najbardziej zróżnicowanym etnicznie i religijnie państwem w całym regionie. Co skrupulatnie dokumentuje Murray usiłując znaleźć dowody na rzekomo ludobójstwo, które ma rzekomo miejsce w Izraelu. W 1948 roku, w roku powstania państwa Izrael, populacja nieżydowska (głównie Arabowie muzułmańscy, chrześcijańscy i Druzowie) wynosiła 156 000 osób. Natomiast w 2024 roku, w wyniku tego rzekomego „ludobójstwa”, populacja nieżydowska w Izraelu osiągnęła 2 653 000, co stanowi wzrost niemal dokładnie 17-krotny od 1948 roku. I takie to właśnie magiczne ludobójstwo ma tam miejsce, co to magicznie powoduje 17krotny wzrost populacji.
Z tego, co pisze Murray, wynika, że każdy obywatel Izraela… No, może z wyjątkiem polityków, i najważniejszych generałów czy innych dowódców, którzy, jak wspominałam wcześniej, całkowicie dali ciała. Ale, jeśli chodzi o zwykłych obywateli, to każdy, bez względu na religię czy pochodzenie etniczne, poczuwa się do obowiązków obywatelskich, włączając w to obronę innych obywateli Izraela i samego Izraela. Autor pokazał to opisując jak Izraelczycy, pomimo bezczynności instytucji państwowych, bronili się i pomagali sobie nawzajem w czasie ataku Hamasu.
Murray pisze o heroicznej postawie wolontariuszy z United Hatzalah, organizacji składającej się cywilów, przeszkolonych w interwencjach w sytuacjach kryzysowych, jak wypadki drogowe. 7 października organizacja ta dostała ogromną liczbę zgłoszeń – Eli Beer, szef tej organizacji, powiedział, że liczba zgłoszeń tamtego poranka przewyższyła sumę zdarzeń z ostatnich 30 lat. Ci wolontariusze ruszali na miejsca ataków, początkowo zupełnie nieświadomi, że są tam terroryści. Jeden z wolontariuszy został ostrzelany przez terrorystów Hamasu przebranych za izraelskich żołnierzy. Pomimo tego wolontariusze nie uciekali. Widzieli ciała, spalone samochody, no, po prostu rzeź i nie uciekli, ale jechali dalej, żeby pomóc i ściągali więcej ludzi do pomocy. Wielu z uczestników festiwalu Nova przeżyło wyłącznie dzięki pomocy tych nieprawdopodobnie odważnych i, powiedzmy to wprost: w większości mężczyzn. Mieszkańcy kibuców organizowali obronę, albo ochronę dla uciekających kobiet i dzieci. Oprócz cywilów do pomocy ruszyli też emerytowani żołnierze i policjanci, jak się domyślacie, w większości mężczyźni. Nie ukrywam, że bardzo wzruszyłam się czytając o tej odwadze, bo w naszych czasach to naprawdę rzadka sprawa, żeby ktokolwiek chciał pomóc komukolwiek, a co dopiero ryzykować za kogoś życie. Zresztą pisałam nawet o tym na X, kiedy relacjonowałam lekturę tej książki na bieżąco.
Krótko mówiąc, jak przyszło co do czego, jak zawiodło państwo, wojsko, wywiad i wszystkie te instytucje, którym powierzamy naszą ochronę, czy też – w tym wypadku – którym powierzyli swoją ochronę Izraelczycy, jak zawiodło wszystko, to ostatnią linią obrony byli najzwyklejsi na świecie mężczyźni: mężowie, ojcowie, bracia, synowie. I wielu z nich zginęło. I tak sobie myślałam, czytając tę książkę, że naprawdę musimy przestać wieszać psy na mężczyznach, bo bez nich daleko nie zajedziemy.
Ale, wracając do książki. Usiłując zrozumieć, jak instytucje państwowe mogły tak zawieść Murray przeprowadził wywiady z wieloma Izraelskimi politykami, włączając w to Benjamina Netanjahu. Netanjahu przyznał, że popełniono wiele błędów, ale unikał szczegółów, obiecując śledztwo po zakończeniu działań zbrojnych. Generalnie te rozmowy z politykami były rozczarowujące. Takie, wiecie, gadanie żeby niczego nie powiedzieć.
…
Ale, bo zapomniałam, a jeszcze chcę wspomnieć w odniesieniu do festiwalu Nova. To, co pisze Murray, z czym się jeszcze nigdy nie spotkałam, to z… nie wiem jak to powiedzieć… No, z… Murray pisze o tym, że szanse na przeżycie masakry na tym festiwalu zależały nie tylko od szczęścia, ale również, w pewnym sensie, od typu narkotyków, jakie przyjęli uczestnicy festiwalu przed atakiem. Z tych, którzy przeżyli w wielu było na kokainie i innych stymulantach, co umożliwiło im szybki i długi bieg bez zmęczenia. Co do innych narkotyków to pozwolę osobie zacytować autora:
„Być może najgorszymi narkotykami, jakie można było zażyć w momencie rozpoczęcia masakry, były środki rozszerzające świadomość, które wywołują psychodeliczny odlot i mogą wywołać odczucie jedności ze światem. Do takich narkotyków należą LSD, MDMA i grzyby psilocybinowe. Ci, którzy je zażyli, nie byli w stanie zrozumieć sytuacji, w której się znaleźli. Ludzie, którzy dosłownie przygotowywali się na zjednoczenie z najlepszymi aspektami wszechświata, zamiast tego stanęli twarzą w twarz z najgorszym, co można sobie wyobrazić. Kto jest w stanie pojąć zagubienie i przerażenie, jakie wielu młodych ludzi pod wpływem tych narkotyków odczuwało w ostatnich chwilach życia?”
O festiwalu Nova Murray pisze dużo, również w kontekście traumy psychicznej, której doświadczyli ci, którzy przeżyli. To o czym Murray pisze, zdaje się jako jedyny, to o losach tych, którzy przeżyli. Wielu z nich trafiło do szpitali psychiatrycznych. Kilku popełniło samobójstwo. Inni próbowali odebrać sobie życie w szpitalach. A to wszystko dlatego, że widzieli, jaki los ludzie mogą zgotować ludziom. Nie będę się rozgadywać o tym, co widzieli ci którzy przeżyli atak Hamasu, bo na pewno wszyscy słyszeliście, czytaliście albo oglądaliście o tym klipy. Straszne, po prostu straszne rzeczy i… I nikt mi nie powie, że takie okrucieństwa to samoobrona czy jakikolwiek uzasadniony akt. Mówcie sobie, co chcecie o Izraelu, Żydach czy Palestynie, ale nic nie usprawiedliwia tego, co Hamas zrobił całkowicie niewinnym ludziom. Nic nigdy tego nie usprawiedliwi. I tak jak sobie lubię podyskutować, to na ten temat nie zapraszam do dyskusji, bo każdy, kto uważa, że taka rzeź jest usprawiedliwiona powinien natychmiastowo pomaszerować do psychiatryka i tam pozostać, dopóki nie wyzdrowieje.
…
Ale, wracając do Izraelskich polityków. Murray wiesza na nich psy. W nie lepszym świetle przedstawia polityków zagranicznych, pisząc całkiem sporo o tym, jak poprzez ONZ rządy zachodnie przez lata finansowały Gazę, co pozwoliło Hamasowi budować tunele do transportu broni i terrorystów, a liderom Hamasu stać się milionerami. Np. Yahya Sinwar, Lider Hamasu i główny organizator ataku z 7 października, ukrywał się w tunelach z milionami dolarów w gotówce w różnych walutach, luksusową torebką Birkin swojej żony oraz zapasami ONZ przeznaczonymi dla ludności palestyńskiej. Murray pokazuje, że ONZ musiał wiedzieć o tym, że Hamas nie przekazuje pomocy międzynarodowej ludności palestyńskiej, ale wykorzystuje tę pomoc na finansowanie działalności tetrystycznej. Niektóre wejścia do tunelów Hamasu znajdowały się w pobliżu punktów obserwacyjnych ONZ i ONZ po prostu musiał widzieć i wiedzieć, że te tunele były budowane, bo maszyn do budowania takich tunelów – betoniarek, koparek itp. – nie da się ukryć.
Zaraz po zachodnich politykach, autor jedzie po zachodnich mediach i elitach, zwłaszcza elitarnych uczelniach, zwłaszcza w USA. Pisze o tym, że zamiast potępienia Hamasu, w wielu miastach – od Nowego Jorku po Londyn – odbyły się protesty przeciwko Izraelowi, często jeszcze zanim kraj zdążył odpowiedzieć militarnie. W Kanadzie atakowano synagogi i żydowskie sklepy, a na kampusach uniwersyteckich w USA i Wielkiej Brytanii studenci otwarcie popierali Hamas, nazywając ofiary „kolonialistami” lub „syjonistami”. Murray krytykuje hipokryzję tych uczestników tych protestów, którzy ignorują doniesienia o gwałtach na izraelskich kobietach, mimo wcześniejszego poparcia dla ruchu „Believe all women”, czyli „wierzcie kobietom” kiedy mówią, że zostały zgwałcone przez straszliwie patriarchalnego białego mężczyznę. Ale jak gwałtów dokonuje muzułmanin wychowany na Mein Kapf, to już kobietom nie można wierzyć, tylko trzeba wierzyć muzułmanowi. Podobnie zresztą Murray jedzie po kanapowych analitykach militarno-prawnych, przekonujących na internecie, że to, co zrobił IDF w strefie Gazy po 7/10 to było łamanie prawa międzynarodowego, bo w miejskich walkach oprócz terrorystów ginęła ludność cywilna. A przecież cywilne ofiary wojen to znane i akceptowane następstwo wojen. Przyjęte jest, np. przez armie USA i UK, że akceptowalny stosunek ofiar cywilnych do militarnych to 3-4 cywilów na 1 żołnierza wrogiej armii/strony. IDF w czasie walk w strefie Gazy obniżył ten stosunek do 1:1, pomimo aktywnych i otwartych wysiłków Hamasu, aby zwiększyć liczbę ofiar cywilnych, które to ofiary cywilne są paliwem islamistycznej propagandy.
I to właśnie dochodzimy do tytułowych kultów śmierci. Autor cytuje wypowiedzi zarówno liderów jak i szeregowych członków i sympatyków Hamasu czy Hezbollahu, pokazując bez cienia wątpliwości, że islamizm to kult śmierci. Najwyższym honorem dla wyznawców tej radykalnej ideologii jest umrzeć zabijając wrogów Islamu, w tym Żydów. Życie w jakiejkolwiek formie, włączając w to życie dzieci czy nawet psów, że o kobietach nie wspomnę, nie ma znaczenia. Ważna jest śmierć, zwłaszcza jeśli umarło się zabierając ze sobą możliwie jak największą liczbę tzw. wrogów, czyli wszystkich, którzy nie zgadzają się z założeniami islamizmu. A jeśli się umrze w tak „honorowy” sposób, to islamiści nazwą ulicę twoim imieniem. To jest właśnie ten kult śmierci: islamiści walczą po to, żeby zabić jak najwięcej wrogów.
W przeciwieństwie do tego, rozmowy autora z obywatelami Izraela nie pozostawiają wątpliwości, dlaczego Izrael walczy: aby żyć i zachować życie. Ten motyw ochrony życia, troski o życie, doceniania życia przewija się przez całą książkę. Nawet ten Avid, o którym wspomniałam wcześniej, ten co stracił żonę i syna w czasie ataku Hamasu. Nawet on celebrował życie swojej żony i syna i, obok smutku po ich stracie, odczuwał głęboką wdzięczność za lata, które spędził z żoną i synem przed ich śmiercią. Murray przekonuje, że to właśnie ten kult życia jest fundamentem, na którym zbudowane zostały zachodnie demokracje. Koncept praw człowieka, równości, wolności słowa, to wszystko oparte jest na przekonaniu, że życie każdego z nas jest ważne i warte ochrony.
Przeprowadziwszy to porównanie kultu śmierci z kultem życia, Murray opisuje swój powrót do USA i UK po spędzeniu kilku miesięcy w Izraelu. W Izraelu Murray widział całe społeczeństwo, zjednoczone w walce o życie i o ochronę życia. A w USA i UK jedyne, co Murray słyszał to kolejne debaty o aborcji i eutanazji. Trochę tak, jakby społeczeństwa z dala od wojny, z dala od śmierci, zamiast czcić pokój i dostatek, zaczynały, nie wiedzieć czemu, czcić śmierć. Cytując autora: „Zastanawiałem się, czy to naprawdę jest szczyt osiągnięć ludzkości i [wieloletniego] pokoju? Decydowanie o tym, kiedy można zabić starego człowieka lub płód?”
Szczęśliwie, Murray nie kończy tą smutną konkluzją, ale wraca do korzeni cywilizacji Zachodu, usiłując zrozumieć w jaki sposób kult życia może wygrać z kultem śmierci. Tu po prostu zacytuję książkę, żeby przekazać wnioski, do jakich dochodzi autor:
„Przez całe dorosłe życie słyszałem przechwałki dżihadystów: „Kochamy śmierć bardziej niż wy kochacie życie”. Słyszałem to od Al-Kaidy, Hamasu, ISIS. Od Europy po Afganistan wielu moich przyjaciół i współpracowników słyszało takie okrzyki wojenne w ostatnich chwilach swojego życia. Zawsze myślałem, że to nie tylko motto nekrofilów, ale też coś, czemu nie da się przeciwstawić. Jak można pokonać nację, która wita śmierć z radością, gloryfikuje ją i czci? (…) W końcu znalazłem odpowiedź. Spośród wszystkich żołnierzy [IDFu], których widziałem na wojnie, żaden nie czerpał radości ze swojej misji. Czasami cieszyli się zwycięstwem, byli dumni z wykonania zadania i uratowania swojej jednostki. Jednak (…) żadnemu z nich nie sprawiało radości ani przyjemności to, co musieli robić.
[Ci żołnierze] nie walczyli, bo kochali śmierć, ale właśnie dlatego, że kochali życie. Walczyli o życie. O przetrwanie swoich rodzin, swojego narodu i swojego ludu. Nawet najbardziej nieuduchowieni z nich wiedzieli, że styl życia, który większość z nas uważa za coś oczywistego, nie jest nam dany. [Ci żołnierze] wiedzą, że nikt w Tel Awiwie nie będzie mógł bawić się, zakochiwać, założyć rodziny czy żyć wartościowego życia, jeśli oni nie będą gotowi o to walczyć.”
I to koniec streszczenia książki „On Democracies and Death Cults”, która, jak mam nadzieję udało mi się przekazać, pod przykrywką reportażu z Izraela, jest analizą wartości Zachodu i wartości życia jako takiego. Bardzo chciałabym, żeby zarówno w Polsce, jak i na całym Zachodzie kult życia wygrał z kultem śmierci i żebyśmy znów nauczyli się dostrzegać to, co mamy i cenę, jaką musiały za to co mamy zapłacić pokolenia naszych dziadków i pradziadków. Żebyśmy nauczyli się to dostrzegać bez ciągłej wojny – co jest powodem, dla którego dostrzegają to mieszkańcy Izraela – i bez utraty tego, co mamy. Bo jeśli kult śmierci wygra, to jedyne, co nam zostanie to wspomnienia o tym, co niegdyś mieliśmy i co dobrowolnie oddaliśmy.
I tym jakże optymistycznym akcentem dziękuję za uwagę.
Nie wiem jeszcze o czym będzie następny odcinek Streszczeń. Prawdopodobnie będę musiała streścić koleją feministyczną książkę – „Hags” czyli Staruchy, autorstwa Victorii Smith, albo jej najnowszą książką „BeKind”, ale bardzo, bardzo mi się nie chce znów streszczać feminizmu. Więc może być tak, że streszczę książkę, którą czytam obecnie „Abundance of Caution” Davida Zweiga, która traktuje o COVIDowych lockdownach, a za Smith zabiorę się później.
Zobaczymy.
A na razie: ponownie dziękuję za uwagę i do usłyszenia następnym razem.
Dziękuję
Share this post