TL;DR:
-> twierdzenia, że wymaganiem odpowiedzialnego rodzicielstwa jest stabilność finansowa, są wyssane z palca
-> dane sugerują, że dzieci z zamożnych rodzin mogą mieć więcej problemów psychicznych.
-> dane historyczne i badania pokazują, że dzieci wychowane w niedostatku, np. podczas Wielkiego Kryzysu, często osiągały sukces dzięki odporności psychicznej.
Transkrypt poniżej
Dzień dobry, witam wszystkich w kolejnym odcinku Dum Spiro Vox Ero, serii w ramach Streszczeń WOKiEm, która do niedawna była nagraniami z pokojów na X, ale ostatnie dwa tygodnie miałam tyle na głowie, że nie dałam rady wyrobić się na czwartek, więc stwierdziłam, że ten odcinek też nagram.
W sumie nie wiem, jak to będzie dalej. Jak mi się trochę uspokoi w życiu to wrócę do organizowana pokoi, ale może być tak, że dalej będę serię Dum Spiro nagrywać. Nagrywanie jest łatwiejsze, bo mogę nagrywać, kiedy mam czas, zamiast organizować czas, żeby prowadzić pokój o określonej godzinie. A zawsze możemy podyskutować na temat poruszony w odcinku w komentarzach na Substacku, na YT, Rumble albo na X. No, ale zobaczymy jak to będzie.
Dziś, jak zapowiadałam w poprzednim odcinku Dum Spiro Vox Ero, chciałabym porozmawiać o byciu rodzicem, a konkretnie o wymaganiach, jakie współczesne narracje kulturowe stawiają przed rodzicami, „bo tak”.
Więc, mówi się nam, że bycie rodzicem musi być zaplanowane, przemyślane i że zanim zostanie się rodzicem, trzeba mieć dobrą pracę, karierę całą i stabilność finansową i minimalnie własne mieszkanie, ale najlepiej dom z ogrodem, bo inaczej to normalnie jest się nieodpowiedzialnym rodzicem, i na pewno się zrujnuje przyszłość dziecka, bo nie można będzie tego dziecka wychować „bezstresowo”. A powód na stawianie tych wszystkich wymagań i przewidywanie tej strasznej przyszłości, jest taki, że „bo tak”.
Nie istnieją żadne badania ani dane, pokazujące, że ci, którzy zostają rodzicami bez dobrej pracy, kariery, stabilności finansowej i własnej nieruchomości, są gorszymi rodzicami, albo że ich dzieci radzą sobie gorzej w życiu. Co więcej, nie istnieją również badania, pokazujące, że tzw. bezstresowe wychowanie powoduje, że dzieci sobie lepiej radzą w życiu.
Jeśli już to istnieją dane, pokazujące, że ci, którzy dorastają w dostatku materialnym mają bardziej posrane w głowie niż przeciętni ludzie. A jak mi nie wierzycie, to przejrzyjcie sobie kolorowe magazyny pod kątem dzieci sławnych ludzi, lub sławnych ludzi, którzy zdobyli sławę w młodym wieku i dorastali mogąc sobie pozwolić na, w zasadzie wszystko.
Ponadto, istnieją badania i dostępne są dane, pokazujące, że dzieci wychowane w domach, w których się nie przelewało czy też w niestabilnych materialnie domach, długofalowo radzą sobie świetnie. Jeśli mi nie wierzycie, to rozejrzyjcie się dookoła i porównajcie waszą sytuację z sytuacją dosłownie każdego człowieka na świecie 200 czy 300 lat temu. A jak wam się nie chce sprawdzać sytuacji każdego człowieka na świecie, to popatrzcie sobie na Polskę. Już abstrahując od tego, że 200 lat temu Polska nie istniała, ale na ziemiach, które dziś są Polską, PKB per capita wynosił 700–800 GK$1990 (międzynarodowy dolar Geary’ego-Khamisa z 1990 roku). Te dane cytuję za publikacją Income and its distribution in preindustrial Poland, czyli Dochody i ich dystrybucja w przedindustrialnej Polsce, autorstwa Mikołaja Malinowskiego i Jana Luitena van Zanden. Współcześnie PKB per capita w Polsce wynosi 33 tys GK$1990. To są dane z 2020 roku.
Ponadto, 200 czy 300 lat temu nie było w Polsce kanalizacji, elektryczności, dobrych dróg, szpitali i tych wszystkich luksusów, które obecnie są tak normalne, że nawet nie uważamy ich za luksusy. Tyle, że zapominamy, że te luksusy, w skali świata – a nie Europy – wciąż pozostają luksusami. W skali świata ani kanalizacja, ani elektryfikacja, ani nawet szpitale nie są normą. Podobnie jak normą nie jest – i do bardzo niedawna nigdy nie było – wymaganie, aby rodzice, zanim zostaną rodzicami, mieli pracę, karierę, stabilność finansową i własną nieruchomość. No, może, można powiedzieć, że w niektórych kulturach jakieś tam wymaganie bogactwa stawiane mężczyznom – w postaci konieczności uiszczenia zapłaty za żonę, ale można to powiedzieć wyłącznie jeśli założymy, że małżeństwo jest wymaganiem, aby zostać rodzicem, co, zasadniczo, nie jest prawdą, bo żeby zostać rodzicem wystarczy być płodnym i odbyć stosunek seksualny z płodnym partnerem przeciwnej płci. No, ale obecnie, zostawanie rodzicem w tak „nieodpowiedzialny” sposób postrzegane jest jako „nieodpowiedzialne” rodzicielstwo. Pomimo tego, że całe pokolenia takich nieodpowiedzialnych rodziców wychowało dzieci, których wysiłek pozwolił na to, żeby, zarówno w Polsce, jak i na całym Zachodzie, życie w niewyobrażalnych – w skali świata, i historycznie – luksusach i bogactwie, uważane było za normę do tego stopnia, że ci, którzy mają dostęp do kanalizacji, elektryczności, szpitali, ci, którzy nie znają głodu, mają dach nad głową, oraz niezwykle rzadką z perspektywy historycznej, umiejętność czytania i pisania, że o wolności zatrudnienia czy podróżowania nie wspomnę, żeby ci wszyscy nieprawdopodobnie uprzywilejowani ludzie byli uważani za nieodpowiedzialnych rodziców, jeśli zostaną rodzicami nie posiadając nieruchomości tudzież stabilnej pracy czy też kariery nawet, cokolwiek ta stabilność ma znaczyć.
Żeby dostrzec jak bardzo chora jest ta współczesna narracja o odpowiedzialnym rodzicielstwie, wystarczy po prostu przypomnieć sobie, co osiągnęły dzieci całych pokoleń tych, rzekomo, nieodpowiedzialnych rodziców: te dzieci wywalczyły niepodległość Polski, wygrały wojnę z Nazistami, odbudowały Polskę – tak po pierwszej jak i po drugiej wojnie światowej, obaliły w Polsce komunizm i doprowadziły do tego, że obecnie gospodarka Polski jest 6stą największą gospodarką w Europie i 20 na całym świecie. Dla tych, którzy nie wiedzą, przypominam, że w Europie jest 44 suwerennych krajów, a na świecie 195. Więc, wiecie, te dzieci rzekomo nieodpowiedzialnych rodziców radzą sobie świetnie.
Radzą sobie świetnie pomimo tych wszystkich zarzutów o przemocowe praktyki rodzicielskie, które rzekomo rujnują życie nieszczęsnym dzieciom nieodpowiedzialnych rodziców, poprzez wywoływanie „traumy” spowodowanej – jak nam wmawiają całe stada influencerskich osób psychologicznych:
- albo zbyt surowym, albo nadmiernie pobłażliwym wychowaniem, co ma rzekomo prowadzić do lęków, depresji czy niskiej samooceny.
- albo zbyt zdystansowaną albo zbyt opiekuńczą relacją z dzieckiem, co rzekomo ma prowadzić do tego, że dzieci tych rodziców mają „zły” styl budowania relacji i normalnie mają przez to przekichane na całe życie.
- albo zbytnim naciskaniem na uczenie się, albo zbyt słabym naciskiem na uczenie się, co rzekomo ma być odpowiedzialne za zamknięcie dróg kariery dla dziecka takich „nieodpowiedzialnych” rodziców, które to dziecko, jako dorosły, jest całkowicie niezdolne do albo zrelaksowania się albo uczenia się nowych rzeczy i to, oczywiście, wszystko wina rodziców.
Te wszystkie błędy rodziców, rzekomo 100% odpowiedzialne za niepowodzenia ich dorosłych dzieci mogłabym wymieniać do jutra. Ale mi się nie chce, bo wszyscy wiecie, o co chodzi. Wg współczesnych narracji rodzice są winni wszystkiemu, a takie 30 czy 40 letnie dziecko tych rodziców nie jest winne niczemu i to, wiecie, jest autentyczny fakt, podawany jako powód dla którego, współcześnie, całe stada młodych i już nie takich młodych ludzi, myślą, że mają zrujnowane życie i że nie mogą przekazać tej rzekomej „traumy” na następne pokolenia, bo to by było, rzekomo, nieodpowiedzialne.
Tyle że, jeśli spojrzymy na takich ludzi jak: Helena Rubinstein, Irena Sendlerowa, Janusz Korczak, założyciel WhatsAppa Jan Kuom, Oprah Winfrey, Eminem, Shania Twain, Leonardo DiCaprio, Jay-Z, Viola Davies czy też obecny wiceprezydent USA, J.D. Vance, oni wszyscy urodzili się i wychowali w patologii i skrajnej biedzie i jakoś nie tylko wyszli na ludzi, ale odnieśli gigantyczny sukces życiowy, a co niektórzy, jak Ireana Sndlerowa czy Janusz Korczak, na zawsze zapisali się na kartach historii jako autorytety moralne i przykłady nieprawdopodobnego poświęcenia dla dobra innych ludzi.
Oczywiście, słysząc taki argument, zaraz naburmuszone młotki z „traumą” z dzieciństwa, zaczną mi tłumaczyć, że podane przeze mnie przykłady to wyjątki i że nie można na ich podstawie wyciągać wniosków. Tyle że te pełne „traumy” młotki zapominają, że cała koncepcja traumy z dzieciństwa została skonstruowana na takich właśnie wyjątkach.
Czytając o tych straszliwych traumach z dzieciństwa co to rujnują ludziom życie, żródła na jakie najczęściej powołują się zwolennicy teorii tych strasznych traum, to badanie negatywnych doświadczeń z dzieciństwa, przeprowadzone przez Vincenta J. Felittiego i Roberta Ande w latach 1995–1997, oraz, przetłumaczona na język polski, książka Bessela van der Kolka pt „Strach ucieleśniony”.
Badanie Felittiego i Ande’go oparte było na historiach choroby i wywiadach 17tya dorosłych pacjentów, ubezpieczonych przez firmę Kaiser Permanente w San Diego. Średnia wieku uczestników tego badania wynosiła 57 lat, z rozkładem wieku obejmującym głównie osoby dorosłe w średnim i starszym wieku (zakres od 19 do ponad 90 lat, ale większość była w przedziale 50–70 lat).
Na podstawie tych ludzi, w większości urodzonych w latach 40 i 50 XX wieku, kiedy to powszechne było przekonanie, że jak dziecko płacze bez powodu, to powinno dostać powód do płaczu, oraz nie kontrolując na takie czynniki jak dieta, klasa społeczna, wykonywany zawód czy poziom stresu, te, niewątpliwie wybitne, osoby badawcze, doszły do wniosku, że negatywne doświadczenia z dzieciństwa, takie jak bieda, przemoc w rodzinie czy molestowanie seksualne, zwiększają ryzyko chorób serca oraz – wyobraźcie sobie – otyłości. Bo osoby badawcze „odkryły”, że otyli częściej mają choroby serca, ale wytłumaczyli to – jaka niespodzianka – opowieściami o nieszczęśliwym dzieciństwie. Żeby było śmieszniej, te opowieści bardzo chorych pacjentów, nie były weryfikowane w żaden sposób, bo to badanie było przeprowadzone, kiedy w USA jeszcze szalała moda na wyparte wspomnienia – oczywiście traumy – które to wspomnienia były pieczołowicie „odkrywane” w czasie sesji terapeutycznych opartych na hipnozie i sugestii. Ten cały ruch wypartych wspomnień skończył się wielkim skandalem, kiedy okazało się, że te „wspomnienia” wcale nie były wyparte, tylko indukowane przez terapeutów a potem nastąpiła seria pozwów sądowych, bo ten cały szał wypartych wspomnień doprowadził do skazania na więzienie niewinnych ludzi, do rozpadu rodzin, samobójstw i innych dramatów, wynikających z niesłusznych oskarżeń.
Z książką tego psychiatry Bessela van der Kolka jest jeszcze śmieszniej, bo to, co van der Kolk robił, to brał pacjentów szpitali psychiatrycznych, odkrywał w nich traumy z dzieciństwa a następnie wywnioskował z tego, że traumy z dzieciństwa powodują choroby psychiatryczne.
To tak, jakby wziąć grupę skazanych za gwałt więźniów, odkryć, że w dzieciństwie często jedli na śniadanie jajecznicę i następnie wywnioskować z tego, że jedzenie jajecznicy powoduje stanie się gwałcicielem. Przecież to absurd.
Jakby ktoś naprawdę chciał ustalić, czy „traumy” z dzieciństwa powodują niezdolność do brania odpowiedzialności za własne życie w okresie dorosłości, to należałoby wziąć reprezentatywną grupę dzieci, opisać te dzieci dokładnie, uwzględniając sytuację rodzinną, szkolną, sytuację finansową rodziny, iloraz inteligencji, pochodzenie, wykształcenie i wszelkie inne cechy, potencjalnie mogące wpłynąć na sukces w życiu, następnie śledzić te dzieci, idealnie do emerytury, kontrolując co, powiedzmy 5 czy 10 lat, a następnie przeprowadzić analizę statystyczną tych danych, aby ustalić, czy to, co mama powiedziała komuś tam jak miał 5 lat faktycznie diametralnie zmienia trajektorię życiową tego kogoś.
Ale, pamiętajmy, zwolennikom tego „odpowiedzialnego rodzicielstwa” nie chodzi nawet o to, czy rodzice mogą zapewnić „bezstresowe wychowanie”, ale o to, że po prostu nie można być „odpowiedzialnym” rodzicem, jeśli się dobrej pracy, kariery, stabilności finansowej i własnej nieruchomości. A, tak się składa, że oprócz znanej nam historii ludzkości, która, można by pomyśleć, powinna wystarczyć, istnieje badanie, pokazujące, że niedostatek materialny rodziców nie ma negatywnego wpływu na przyszłość dzieci.
To badanie nazywa się Oakland Growth Study zostało opisane przez Glena H. Eldera w książce Children of the Great Depression, czyli dzieci Wielkiego Kryzysu. Tak sobie teraz myślę, że może kiedyś streszczę tę książkę na Streszczeniach WOKiEm, ale to musiałby być długi odcinek, bo książka ma prawie 500 stron.
Ale, wracając do Oakland Growth Study. Jak zapewne wiecie, Wielki Kryzys to największy kryzys gospodarczy w historii kapitalizmu, który miał miejsce w latach 1929–1933 i objął praktycznie wszystkie kraje oraz praktycznie wszystkie dziedziny gospodarki. Badanie Oakland Growth Study analizowało trajektorie życiowe 167 dzieci, których dzieciństwo przypadło na okres wielkiego kryzysu i śledziło ich wyniki do wieku 44-45 lat. Co warto zaznaczyć, że badanie nie było oparte wyłącznie na retrospekcji czy opisie samopoczucia, ale mierzyło również mierzalne elementy radzenia sobie w życiu, takie jak wykształcenie, status zawodowy, stan cywilny, dochody, oszczędności, posiadanie nieruchomości. Oczywiście, badano również elementy samopoczucia: takie jak nadzieja na przyszłość, zdrowie psychiczne czy wartości lub priorytety życiowe. I co się okazało: okazało się, że Wielki Kryzys nie miał jednoznacznego negatywnego wpływu na przyszłe życie tych dzieci. Co więcej, w wielu przypadkach, uczestnicy badania radzili sobie ponadprzeciętnie, co przypisane było odporności psychicznej zdobytej podczas radzenia sobie z trudną sytuacją w okresie Wielkiego Kryzysu. Zresztą, mówiłam więcej na ten temat streszczając książkę Bad Therapy w pierwszym odcinku Streszczeń WOKiEm, to możecie sobie o tym posłuchać. Tu dodam jeszcze, że badacze z Oakland Growth Study podejrzewali, że kluczowym czynnikiem łagodzącym negatywne skutki naprawdę poważnej deprywacji materialnej dzieci Wielkiego Kryzysu były zmieniające się warunki społeczno-ekonomiczne, które otwierały nowe ścieżki kariery i edukacji.
Tak więc, myślę sobie, że zamiast prać młodym mózgi wyssanymi z palca bzdurami, że trzeba się najpierw poważnie ustatkować, żeby mieć dzieci, powinniśmy, w oparciu o dane z badań naukowych, zachęcać młodych do zakładania rodzin zanim się ustatkują, tak, żeby ich dzieci doświadczyły trochę trudności i zahartowały się na przyszłość. Jednocześnie myślę, że warto odpuścić sobie wyssany z palca klimatyzm i zamiast mordować ekonomię zamordyzmem Zielonego Ładu, powinniśmy zabrać się za otwieranie nowych ścieżek kariery i edukacji, tak, żeby przyszłe pokolenia miały jak najwięcej opcji zawodowych na przyszłość.
Tak więc, kochani młodzi ludzie: bądźcie płodni i rozmnażajcie się i nie bójcie się niedostatku, bo jak dzieci Wielkiego Kryzysu sobie poradziły, to i wasze dzieci sobie poradzą.
I to tyle na dzisiaj. Za dwa tygodnie, z rozpędu, pogadam sobie trochę o małżeństwie i o argumencie „bo tak” lewaków, że jest ono prawem człowieka i powinno być dostępne dla wszystkich.
A na razie dziękuję bardzo za uwagę. Usłyszymy się za tydzień w kolejnym odcinku Streszczeń WOKiEm, w którym streszczę książkę Hags Victorii Smith. Do usłyszenia za tydzień
Dziękuję.
Share this post